wtorek, 14 października 2014

Jakiś potwór tu nadchodzi, czyli nic tak nie przeraża jak baśnie

Choruję. Przygotowałam się już do pracy, nastawiłam na wyjście z domu, z nudów czytam Muminki, od czasu do czasu oglądając jakiś film. Próbowałam kończyć tłumaczenie, ale machnęłam ręką. Czytane po raz setny historie ciągną się jak guma do żucia, a mój rozłożony na łopatki organizm powtarza uporczywie mantrę: spaćspaćspaćspaćspaćspaćspaćspaćspać.
Kiedy śpię, śnią mi się nowe opowieści, na przykład ta o dziewczynie z włosami niczym księżycowa pajęczyna, śniącej na pluszowych kanapach w nocnym pociągu donikąd. Prowadzę długie dialogi, niekończące się konwersacje, zadaję pytania własnej wyobraźni. I budzę się zlana zimnym potem.

To o strachu dzisiaj chciałam pisać. Bo zauważyłam, że październik, poza byciem moim ulubionym miesiącem, jest także miesiącem twórczym i przerażającym, czasem, w który słowa przychodzą same, wkradając się w kieszenie ciepłego płaszcza. Wiem, że nie ja pierwsza zauważyłam tę zależność – widział ją także Ray Bradbury, autor Farenheita 451 oraz setek opowiadań, który miejsce narodzin wszelkich opowieści nazywał Pażdziernikową Krainą. Od Bradbury’ego zresztą ukradłam też tytuł dzisiejszej notki. Niestety, o samym Bradburym mówić dziś nie zamierzam, zostawię sobie go na lepszą okazję, która może nadejść już niebawem. Będzie dziś za to o trzech przykładach tego, jak sama odczuwam październik i dlaczego lubię go tak bardzo.

Przykład pierwszy: 



Alma to hiszpańska krótkometrażówka (czas trwania: około 6 minut) w reżyserii jednego z byłych animatorów Pixara. Pomimo radosnej ścieżki dźwiękowej (notabene wziętej żywcem z pixarowskiego Odlotu (Up) Alma czerpie z freudowskiej teorii zwanej Dolina niesamowitości (ang. Uncanny Valley), zgodnie z którą najbardziej przerażające są rzeczy pozornie zwyczajne i znajome. A do nich zaliczają się zwłaszcza przedmioty humanoidalne, czyli roboty, posągi, lalki itp. Pewnego zimowego dnia w Barcelonie mała Alma zauważa mur, w całości pokryty zapisanymi kredą imionami dzieci. Zapisując swoje imię wśród nich, przypieczętowuje swój los – widzi w witrynie sklepu lalkę, podobną do niej jak dwie krople wody. Po wejściu do sklepu, w którym drzwi otwierają się same (pamiętajcie dzieci: nigdy nie ufajcie otwartym drzwiom, nie wiadomo, co się za nimi kryje) nic już nie będzie takie samo…




Po obejrzeniu filmiku zachęcam do sprawdzenia, co oznacza w języku hiszpańskim słowo alma.

(swoją drogą, ta krótkometrażówka tak spodobała się Guillermo del Toro, twórcy Labiryntu Fauna, że prawdopodobnie powstanie porządna, półtoragodzinna wersja).

 Przykład drugi: 




Link do tego filmu (również krótkometrażowego, ale trwającego już trzydzieści minut) przysłała mi przyjaciółka, zapewniając, że powinno mi się spodobać. Miała rację. Sklep ze słodyczami to swoista baśń, odmalowana w piękny sposób na ekranie, osadzona w świecie, gdzie nawet pomarańcze są bladożółte, a życie wyprane z kolorów. W tym właśnie świecie młody gazeciarz, Jimmy pomaga swej ciężko chorej matce, pracując na targu, gdzie pewnego dnia pojawia się miejsce pełne smakowitych, barwnych lizaków, sprzedawanych przez właściciela sklepu ze słodyczami (sam właściciel wygląda jak skrzyżowanie Willy’ego Wonki ze Sweeney Toddem i Freddym Krugerem). Bystry chłopak dostaje propozycję, aby przyłączyć się do cukierniczej spółki. Pewnego dnia, rozmarza się sprzedawca lizaków, może nawet pozwolę ci obsługiwać maszynę… Wchodzi dziewczynka, wychodzi cukierek! To magiczne!  Albowiem każdy sukces ma swoją cenę, a tajemnica biznesu sklepu z cukierkami i długiej kolejki panów w garniturach czekających na swoją kolej jest mroczniejsza, niż można by sobie wyobrażać…



Whitestone Pictures, czyli wytwórnia Candy Shop mówi o sobie, że są bajarzami. Nie można być bliżej prawdy.

Przykład trzeci: Anya’s Ghost – Vera Brosgol



Anya’s Ghost to objawienie, na jakie wpadłam przypadkiem w kwietniu – już dawno żadna powieść graficzna nie spodobała mi się tak bardzo. Zauważam w Anya’s Ghost tropy prowadzące do Koraliny, opowieści zaczynającej się całkiem niewinnie i w gruncie rzeczy zapowiadającej się na uroczą, nieco absurdalną, ale z happy endem, a tak naprawdę podszytą czymś złowrogim.



Tytułowa Anya jest nastoletnią emigrantką z Rosji, mieszkającą z matką i młodszym braciszkiem w USA zaledwie od kilku lat. Pomimo dobrej znajomości angielskiego Anya wciąż nie czuje się pewnie w nowym środowisku, starając się być tak amerykańska, jak tylko potrafi, chodząc do prywatnego liceum, gdzie jej jedynymi znajomymi są Irlandka Siobhan i Dima, znajomy ze starego kraju, sztandarowe popychadło i nerd. Anya ma problemy typowe dla swojego wieku – martwi się o swoją figurę, pragnie popularności wśród rówieśników, kocha się w chłopaku ze starszej klasy. Wszystko to brzmiałoby nudnawo, gdyby nie przechadzka, podczas której Anya wpada do dołu w lesie, w którym spotyka ducha malej, nieśmiałej, słodkiej dziewczynki, która tak jak ona, czuje się samotna. Anya zostaje uratowana przez przechodnia, natomiast Emily nie może opuścić miejsca swej śmierci, przywiązana do swych doczesnych szczątków.



Niedługo potem Emily pojawia się w pokoju Anyi, uświadamiając jej, że zabrała jedną z kości Emily, tym samym zabierając duszka ze sobą. Przyjaźń z duchem bywa przydatna – pomaga Anyi na egzaminach, szpieguje obiekt jej westchnień, rozumie ją i wspiera jak nikt. W pewnym momencie dowiadujemy się, że Emily została zamordowana i Anya, w przypływie ciepłych uczuć obiecuje jej znaleźć jej mordercę… i tu dopiero zaczynają się schody, bo prawda to rzecz pokrętna.



Anya’s Ghost poza byciem świetną horrorynką dla dzieci (takie lubię najbardziej) pokazuje również inne problemy – poszukiwania własnej tożsamości, postrzegania ludzi poprzez stereotypy, uświadamiania sobie, co tak naprawdę jest w życiu ważne. Poza tym kreska Very Brosgol, która sama pochodzi z Rosji, więc wie, o czym pisze, jest nietuzinkowa i przyjemna dla oka. Mam nadzieję, że ta pani wyda coś jeszcze. Bardzo na to czekam.




A teraz idę zrobić sobie kubek herbaty i przeczytać wersję Olivera Twista spod ręki Willa Eisnera. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz