Wielbiciele C.
S. Lewisa mają w życiu pod górkę. Z jednej strony są mu wdzięczni za kreację
magicznego, baśniowego świata ich dzieciństwa, z drugiej strony nie mogą
przymknąć oczu na to, co wyprawia ze swoimi własnymi postaciami. Wybaczcie, że
zacznę od wyciągnięcia najcięższej artylerii, czyli przetłumaczenia eseju
Davida Colberta, antropologa kultury i autora Magicznych światów Narnii (napisał również Magiczne światy Harry’ego Pottera i Magiczne światy Władcy Pierścieni). Po udzieleniu odpowiedzi na
wiele pytań frapujących fanów Narnii, Colbert przechodzi do posłowia, pytając
przewrotnie czytelnika:
Dlaczego
ktokolwiek miałby nienawidzić Narnii?
Rozwinięciu
tego pytania towarzyszy rozległy background
biograficzny Lewisa – to prawda, że Lewis był neofitą, nawróconym na
chrześcijaństwo, zresztą przez swojego najlepszego przyjaciela, Tolkiena w
jedną noc. Nie mam pojęcia, czy można tu mówić o nawróceniu szczerym, na pewno
można jednak mówić o nawróceniu gorliwym – wystarczy tylko spojrzeć na to, co
kryje się w Narnii (swoją szosą, ideologia chrześcijańska przebijająca przez
baśniową otoczkę, nie przeszkadza mi, jako jednej z nielicznych, do dzisiaj). Colbert
dodaje do tego swoje trzy grosze:
[Lewis] jest często uważany za otwartego
chrześcijanina, podkreślając wiarę typową dla większości odnóg chrześcijaństwa.
Czy to prawda? Czy taka jest Narnia?
Niestety, dowody są niepokojące. Lewis był zdolny do
podziwu godnego szerzenia swoich osobistych przekonań i poglądów. Ale potrafił
również być okrutny dla ludzi o innych ideologiach lub choćby dla tych, którzy
wyglądali inaczej. Na przykład, Chińczyków nazywał „kitajcami” i dla niego byli
„ludźmi (lub ledwo ludźmi) w samej formie, lecz nic poza tym”. Gdy jego brat,
Warren, przebywając w Chinach, narzekał w korespondencji, iż „niemożliwym jest
wyobrazić sobie te odrażające kreatury jako ludzi lub nawet zwierzęta”, Lewis
przyznał mu rację w słowach, których nie należałoby się spodziewać od autora
Narnii: „Nie mogę pozbyć się wrażenia, że skoro ludzie są tak odmienni od
siebie, nie mogą pochodzić z jednego gatunku”.
Mówiąc o moich
własnych zaskoczeniach, długo nie spodziewałam się, że „czarniawy” w
odniesieniu do Kalormeńczyków (dla tych, którzy Narnii nie znają, albo ją
zapomnieli, Kalormeńczycy to naród oparty na ludności arabskiej, tak w
wyglądzie, jak i w kulturze) tak łagodnie potraktowany przez tłumacza, w
oryginale brzmi „darkie” i ma silne nacechowanie rasistowskie (jako dzieciak,
czytając Ostatnią Bitwę,
apokaliptyczną wizję końca Narnii, myślałam, że chodzi o kolor włosów, jako że
Kalormeńczycy z reguły byli brunetami). Z drugiej strony mamy Narnijczyków o
jasnych włosach i skórze, przybyłych z Północy, na wzór szlachetnych wojowników
z nordyckich sag. Lewis sam nie widzi tego, co pisze, i dwa pozytywne przykłady
na cały naród – Tarkiina Arawis, bodaj moja najukochańsza postać żeńska u
Lewisa i Emet, który wierzy w Aslana, to trochę mało. (zastanawiam się swoją
drogą, czy nadanie tej postaci imienia w języku hebrajskim („emeth” – „prawda”)
osłodziło Lewisowi nieco stworzenie tego bohatera, jako że judaizm ma wspólne
korzenie z chrześcijaństwem (pytam z sarkazmem). Reszta Kalormeńczyków
zachowuje się i wygląda, jakby wyszła z ówczesnych rysunków satyrycznych,
mówiąc nazbyt kwiecistym językiem, czcząc nieodpowiednie bóstwa (przyznajmy
prawdę: każdy Kalormeńczyk to poganin lub czciciel Szatana, do wyboru),
zachowując się w służalczy, pełen pogardy sposób, będąc tchórzliwą i głupią.
Koniec i kropka. Gdzie tam czarnym Kalormeńczykom do jasnookich, szlachetnych
północnych bohaterów, prawda. A pfe.
No i jest
jeszcze Zuzanna, jedna czwarta oryginalnego angielskiego rodzeństwa, które
dostąpiło szczęścia przejścia przez Starą Szafę i znalazło się w Narnii. O
Zuzannie i potraktowaniu postaci Zuzanny Pevensie (w tym momencie sięgam na
półkę z książkami w poszukiwaniu odpowiedniego cytatu) fani Narnii napisali
tomy. Nawet tym najzagorzalszym, zdolnym jeszcze bronić autora cyklu, to, co
stało się z Zuzanną, wydaje się nieprawdopodobne:
- Panie – powiedział Tirian, gdy przywitał się ze
wszystkimi – jeżeli dobrze znam nasze kroniki, to kogoś tutaj brakuje. Czyż
wasza królewska mość nie ma dwóch sióstr? Gdzie jest królowa Zuzanna?
- Moja siostra Zuzanna – odparł Piotr z powagą – nie
należy już do przyjaciół Narnii.
- Tak – dodał Eustachy. – A kiedy próbuje się
porozmawiać z nią o Narnii, mówi: „Jaką macie wspaniałą pamięć! Ale to
niemożliwe, żebyście wciąż myśleli o tych wszystkich śmiesznych rzeczach, w które
się bawiliśmy, gdy byliśmy dziećmi!”
- Och ta Zuzanna – westchnęła Julia. – Teraz interesują
ją tylko nylonowe pończochy, szminki i zaproszenia na przyjęcia. Zawsze strasznie
chciała być dorosła.
- Dorosła, w tym rzecz – rzekła Łucja. – Chciałabym,
żeby wreszcie DOROSŁA. Zmarnowała lata szkolne, myśląc tylko o tym, żeby
wreszcie być dorosła, a teraz zmarnuje resztę życia, starając się zatrzymać
czas. To jej recepta na życie: przebiec ten najgłupszy dystans jak najszybciej,
a potem zatrzymać się na tak długo, jak można.
- No dobrze, ale nie mówmy teraz o tym – powiedział Piotr.
– Spójrzcie! Jakie wspaniałe drzewa! Spróbujmy tych owoców.
Nie mówmy o tym, jasne. Założę się, że
dziewczyna cierpiała w tym momencie na szalony atak czkawki.
Jak
wspominałam, o „problemie Zuzanny” mówi się szeroko w fandomie narnijskim,
próbując choćby przez nieoficjalną twórczość naprawić to, co uczynił Lewis. Wygnanie
Zuzanny, z ujmijmy to bardziej biblijnie, raju za to, że jako dorosła kobieta
polubiła nylony, flirt i makijaż, brzmi okrutnie, nawet jeżeli w poprzednich
częściach Narnii Lewis dawał do zrozumienia, że Zuzanna ma najbardziej
praktyczny i chwiejny teologicznie charakter z całej czwórki rodzeństwa. Co
więcej, Lewis nie ratuje Zuzanny – nie ma ona kolejnej szansy na odkupienie jak
jej młodszy brat, Edmund, „zdrajca, który się poprawił”; dobry lew Aslan nie
zjawia się, żeby wybawić ją od smoczej skóry jak jej kuzyna Eustachego. Zuzanna
pozostaje samotnie w angielskim świecie, co jest jeszcze bardziej okrutne,
patrząc na to, jak kończy się narnijska seria.
Tak jakby kogoś tu brakowało...
Przeczytałam
mnóstwo fanfiction skupiających się na problemie Zuzanny, tych oficjalnych, za lubienie
których fandom prawie przeklął mnie i pchły moje do siódmego pokolenia, tych
anonimowych, które wahają się od gorzkiego realizmu magicznego do sielankowego
znalezienia się Zuzanny-staruszki przed nową starą szafą, w której znajduje
Aslana, złocistego w glorii i chwale. Zostawiając chrześcijańskie metafory na
boku, najbardziej drażni mnie chyba fakt, dlaczego Zuzanna została odepchnięta
przez Aslana – nylony i szminki nie są dla mnie wystarczającym powodem. A
miłosierny Aslan po latach wydaje się być Bogiem Purytan – bezlitosnym i
niewybaczającym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz