poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Tłumaczenie: Neil Gaiman, "Opowieść czerwcowa"




NEIL PYTA:
„Gdzie spędziłbyś wymarzony czerwiec?”
@DKSakar ODPOWIADA:
„W lodówce. Latem zawsze żałuję, że nie produkują lodówek dużych na tyle, by pomieściły człowieka”.
#KeepMoving #JunTale


Moi rodzice się ze sobą nie zgadzają. Tak już jest. Nawet bardziej niż się nie zgadzają – oni się kłócą. O wszystko. Wciąż nie wiem, jak zdołali przestać się kłócić na tyle długo, by zdążyć się pobrać, nie mówiąc już o sprowadzeniu na świat mnie i mojej siostry.

Moja mama wierzy w redystrybucję i uważa, że największy problem z komunizmem polega na tym, że nie dociera on wszędzie. Mój tata postawił przy łóżku oprawioną w ramki fotografię królowej i głosuje tak mocno na konserwatystów, jak to tylko możliwe. Mama chciała nazwać mnie Susan. Tata – Henrietta, po jego ciotce. Żadne z nich nie ustąpiło o cal. Jestem jedyną Susiettą w całej szkole i prawdopodobnie na całym świecie. Moja siostra nazywa się Alismima, z podobnego powodu.

Nie ma rzeczy w której byliby zgodni, nawet jeśli chodzi o temperaturę. Mojemu tacie jest ciągle za ciepło, a mamie za zimno. Włączają i wyłączają kaloryfery, zamykają i otwierają okna, kiedy tylko któreś wyjdzie z pokoju. To pewnie dlatego moja siostra i ja chodzimy przeziębione cały rok.

Nie mogli się nawet dogadać, w którym miesiącu wyjeżdżamy na wakacje. Tata definitywnie opowiedział się za sierpniem, mama nieodwołalnie za lipcem. Oznaczało to, że pojedziemy na wakacje w czerwcu, nie zadowalając nikogo.




Potem nie mogli zdecydować gdzie jedziemy. Tata wybrał Islandię i wycieczkę na kucykach, podczas gdy mama była w stanie zgodzić się na jazdę na wielbłądach przez Saharę. Obydwoje popatrzyli na nas jak na niespełne rozumu, kiedy powiedziałyśmy, że najchętniej to posiedziałybyśmy gdzieś na plaży na południu Francji. Przestali się na chwilę kłócić, żeby oznajmić, że nie ma o tym mowy, tak samo jak o wyjeździe do Disneylandu i wrócili do niezgadzania się ze sobą.

Zakończyli Wielką Kłótnię O To, Gdzie Jedziemy W Czerwcu trzaskaniem drzwiami i wykrzykiwaniem zza nich zdań w stylu „No i dobrze!”.

Kiedy przyszedł czas nieszczęsnych wakacji, moja siostra i ja byłyśmy pewne, że nigdzie nie pojedziemy. Wypożyczyłyśmy jak największą furę książek z biblioteki i przygotowałyśmy się na wysłuchiwanie mnóstwa sprzeczek w ciągu najbliższych dni.

Wtedy panowie podjechali pod nasz dom ciężarówkami, przywieźli rzeczy i zaczęli je montować.

Mama kazała im podłączyć saunę w piwnicy. Na podłogę wysypali tony piasku. Na suficie zawiesili lampę do światłoterapii. Mama rozłożyła pod nią ręcznik i położyła się na nim. Na ścianach piwnicy wisiały zdjęcia piaskowych wydm i wielbłądów, dopóki nie poodpadały pod wpływem gorąca.

Tata kazał mężczyznom zainstalować lodówkę – największą lodówkę, jaką znalazł, tak wielką, że można było do niej wejść – w garażu. Zajęła sobą cały garaż, więc tata musiał zacząć parkować samochód na podjeździe. Wstawał rano i ubierał się ciepło w sweter z islandzkiej wełny, brał ze sobą książkę, termos pełen gorącego kakao i kanapki z pastą Marmite i ogórkiem i z szerokim uśmiechem na twarzy kierował się w stronę garażu, z którego nie wychodził przed kolacją.

Zastanawiam się, czy ktokolwiek inny ma tak dziwaczną rodzinę. Moi rodzice nigdy się ze sobą nie zgadzają.

- Wiesz, że popołudniami mama zakłada płaszcz i wkrada się do garażu? – zapytała moja siostra niespodziewanie, kiedy siedziałyśmy w ogrodzie, czytając nasze książki.
Tego nie wiedziałam, ale zauważyłam tatę, w samych kąpielówkach i szlafroku kierującego się do piwnicy, żeby pobyć z mamą, a na jego twarzy widniał olbrzymi głupkowaty uśmiech.

Nie rozumiem rodziców. Szczerze powiedziawszy, nie sądzę, żeby ktokolwiek ich rozumiał.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz