sobota, 26 lipca 2014

Tłumaczenie: Neil Gaiman, "Opowieść sierpniowa"

Opowieść sierpniowa

NEIL PYTA:
„Co powiedziałby sierpień, gdyby potrafił mówić?”
@gabiottasnest ODPOWIADA:
„Sierpień opowiadałby o swej niezmiennej potędze, wpatrując się uważnie w liście płonące na drzewach”.
#KeepMoving #AugTale




Tamtego sierpnia pożary lasów zaczęły się wcześnie. Wszystkie burze zdolne zwilżyć ziemię przesunęły się na południe od nas, zabierając ze sobą deszcz. Każdego dnia widywaliśmy przelatujące helikoptery z zapasem wody z jeziora, gotowej, by ugasić odległy ogień.

Peter, Australijczyk, w którego domu mieszkam, gotuję i sprzątam, powiedział:
- W Australii eukaliptus potrzebuje ognia aby przetrwać. Z niektórych ziaren eukaliptus nie wykiełkuje, jeżeli wcześniej pożar nie wypali całego podszycia. Potrzebują dużo ciepła.
- To dziwne – odparłem. – Coś rodzącego się w płomieniach.
- Nie tak bardzo – rzekł Peter – to całkiem normalne. Kiedy Ziemia była bardziej gorąca, pewnie zdarzało się jeszcze częściej.
- Trudno sobie wyobrazić jeszcze bardziej gorący świat.
Peter prychnął.
- To jeszcze nic – powiedział i zaczął opowiadać o trudnych do zniesienia australijskich upałach, których doświadczył będąc dzieckiem.
Następnego dnia w telewizji padł komunikat zachęcający ludzi w naszej okolicy do ewakuacji; byliśmy w strefie zagrożonej pożarem.
- Gadają bzdury – mruknął rozdrażniony Peter – Nie ma żadnego problemu. Mieszkamy na wzgórzu i otacza nas strumień.
Przy wysokim poziomie wody strumień potrafił mieć cztery, nawet pięć stóp głębokości. Teraz sięgał najwyżej jednej stopy.



Późnym popołudniem w powietrzu unosił się ciężki zapach palonego drewna, a telewizor i radio trąbiły, że mamy się wynosić, i to już, jeżeli tylko możemy. Uśmiechaliśmy się do siebie, popijaliśmy piwo i gratulowaliśmy sobie nawzajem zrozumienia tak trudnej sytuacji, zachowania zimnej krwi i tego, że nie uciekliśmy.
- My, ludzie, jesteśmy pełni pychy – orzekłem. – Wszyscy. Ludzkość. Widzimy palące się liście na drzewach w upalny sierpniowy dzień i wciąż nie wierzymy, że coś naprawdę może się zmienić. Nasza cywilizacja będzie trwała wiecznie.
- Nic nie trwa wiecznie – odpowiedział Peter, nalewając sobie następne piwo i opowiadając mi historyjkę o przyjacielu z Australii, który zdołał powstrzymać pożar buszu przed spaleniem swej rodzinnej farmy polewając piwem zarzewia ognia, gdy tylko się pojawiały.
Ogień szedł z doliny w naszą stronę, zwiastując apokalipsę i zdaliśmy sobie sprawę, jak nikłą ochronę stanowi strumień. Powietrze płonęło.
Uciekliśmy, popychając jeden drugiego, kaszląc od duszącego dymu, biegliśmy w dół wzgórza dopóki nie dopadliśmy strumienia i położyliśmy się w nim, tak, że tylko głowy wystawały nam ponad wodę.
Z piekła oglądaliśmy jak się wykluwają z płomieni, powstają i fruną. Przypominały mi ptaki, grzebiące w dymiących ruinach domu na wzgórzu. Widziałem, jak jeden z nich unosi głowę i wydaje triumfalny krzyk. Mogłem go usłyszeć poprzez trzask palonych liści, przez ryk płomieni. Usłyszałem krzyk feniksa i zrozumiałem, że nic nie trwa wiecznie.
Setka ognistych ptaków wzbiła się w niebo, a woda w rzece zaczęła wrzeć.