sobota, 19 kwietnia 2014

Tłumaczenie: Angela Carter, "Wilkołak"

Ufff, w końcu nie Gaiman!, zakrzyknęli wszyscy z ulgą. No, faktycznie nie, tym razem będzie coś innego, mroczniejszego, w klimacie, któremu sprzyja późny wieczór i lampa na stole, rzucająca obce cienie na ściany. Bo mamy przed sobą Angelę Carter, której "Krwawa komnata" jest dowodem na to, że z wyświechtanych, wysłuchanych miliony razy historii można zrobić coś magiczno-odkrywczego, że warto zejść czasami ze ścieżki narracji, żeby pozwolić swym bohaterkom na śmielsze ruchy (bohaterkom, bo Angela Carter jest przedstawicielką ruchu feministycznego). O Angeli i o tym, co robi z literaturą będzie jeszcze kiedyś, bardziej szczegółowo, na razie macie drobinkę jej talentu, z małą prośbą ode mnie - z czytaniem zaczekajcie do wieczora. Oryginał tu.



Wilkołak

To północny kraj; gdzie przy srogiej pogodzie lodowacieją serca.

Zimno, nawałnice, dzikie bestie w lasach. To trudne życie. Ich domy są zbudowane są z bali, wewnątrz wypełnione ciemnością i dymem. Za topniejącą świecą znajdziesz tu prymitywną ikonę dziewicy, świńską nogę zawieszoną do celów leczniczych, sznur suszących się grzybów. Łóżko, taboret, stół. Ciężkie, krótkie, ubogie życia. 

Dla drwali żyjących na podgórzu diabeł jest tak prawdziwy jak ty i ja. Więcej nawet, bo nie mają pojęcia o naszym istnieniu i nigdy nas przecież nie widzieli, ale diabła widywali często na cmentarzach, na tych poruszająco samotnych metropoliach zmarłych, gdzie groby naznaczone są naiwnymi wizerunkami nieboszczyków i gdzie nie ma kwiatów do ofiarowania. Tu kwiaty nie rosną, więc kładą symboliczne wotywne ofiary, niewielkie bochenki chleba, czasem kawałki ciasta, po które przychodzą niedźwiedzie, człapiąc z obrzeży lasów. O północy, zwłaszcza w Noc Walpurgii* diabeł urządza na cmentarzu pikniki i zaprasza wiedźmy; wykopują świeże ciała i je pożerają. Każdy wam to powie.

Wieńce czosnku na drzwiach chronią przed wampirami. Odwrócone w trakcie porodu dziecko z niebieskimi oczami otrzyma dar widzenia, urodzone w noc świętojańską. Kiedy odkryją wiedźmę – jakąś starą kobietę, której sery dojrzewają, w przeciwieństwie do serów sąsiadów, inną, której czarny kot, o, niech będą przeklęci! podąża za nią krok w krok, rozbierają staruchę do naga, szukają znamion takich jak dodatkowy sutek, który ssie jej chowaniec. Wkrótce go znajdą. Wtedy ukamienują ją na śmierć.

Zima i mróz.

Idź i odwiedź chorą babkę. Zabierz ciasteczka owsiane, które dla niej upiekłam na kamieniu i garnuszek miodu. 

Dobre dziecko słucha swej matki – pięć mil przedzierania się przez las, nie schodź ze ścieżki przez wzgląd na niedźwiedzie, dzikie knury i wygłodniałe wilki. Masz, weź nóż myśliwski swojego ojca, wiesz jak go używać.





Dziecko ma na sobie wyliniałą, wełnianą pelerynę, chroniącą przed zimnem, zna las zbyt dobrze, by się go obawiać, ale musi być czujna. Kiedy słyszy mrożący krew skowyt wilka, upuszcza na ziemię dary, chwyta za nóż i odwraca się w jego stronę.

Jest olbrzymi, ma ślepia błyszczące czerwienią i szczerzy ociekające śliną kły, każdy poza dzieckiem z gór umarłby ze strachu na jego widok. Rzucił się jej do gardła, jak robią wilki, ale jednym precyzyjnym cięciem sztyletu ojca odcięła mu prawą przednią łapę.

Wilk zaskomlał, niemal załkał, kiedy ujrzał co się stało, wilki są bardziej tchórzliwe, niż na to wygląda. Umknął, lawirując pomiędzy drzewami, tak szybko, jak pozwalały mu na to trzy łapy, zostawiając na śniegu szlak krwi. Dziecko otarło do czysta ostrze o swój fartuch, zawinęło wilczą łapę w kawałek materiału, w który matka zapakowała ciastka i skierowało się w stronę domu babki. Wkrótce śnieg zasypał ścieżkę i wszystkie ślady, które mogły być widoczne.

Odkryła, że babka była bardzo chora; leżała w łóżku, zapadając w niespokojny sen, jęcząc i drżąc. Dziecko domyśliło się, że ma gorączkę. Położyła rękę na jej czole, było rozpalone. Wytrząsnęła chustę z koszyka, by zrobić z niej kompres dla babki, wypadła z niej wilcza łapa.





Ale to nie była wcale wilcza łapa. To była dłoń, odrąbana w nadgarstku, dłoń stwardniała od pracy i poplamiona przez starość. Na serdecznym palcu widniała obrączka, na wskazującym kurzajka. Dzięki tej kurzajce poznała dłoń swojej babki.

Zaczęła ponownie upychać chustę, ale stara kobieta obudziła się i zaczęła szarpać, wyjąc i wrzeszcząc jak opętana. Ale dziecko było silne i miało przy sobie myśliwski nóż ojca, zdołała więc powstrzymać babkę na tyle długo, by zobaczyć przyczynę gorączki. Tam gdzie powinna być prawa dłoń widniał krwawy kikut, zaczynający już gnić.

Dziecko przeżegnało się i krzyknęło tak głośno, że sąsiedzi usłyszeli ją i przybiegli. Od razu rozpoznali kurzajkę na ręku jako wiedźmi sutek, kijami wypędzili staruchę tak jak stała na śnieg, chłostając stare ciało, zaganiając ją aż na skraj lasu i obrzucając kamieniami dopóki nie padła trupem.
Obecnie dziecko żyje w chacie swojej babki, dobrze jej się wiedzie.


___ 

* Noc Walpurgii - przypadająca 30 kwietnia w mitologii germańskiej odpowiednik Halloween i nocy przed Wszystkimi Świętymi - była to noc, kiedy upiory o zmierzchu wracały na ziemię.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz