wtorek, 15 kwietnia 2014

Tłumaczenie: Neil Gaiman, "Opowieść kwietniowa"

Dzisiaj kolejna odsłona Kalendarza Opowieści, tym razem jak najbardziej aktualna. Mam takie uczucie, że idę na łatwiznę, ale chcę pisać codziennie, tak jak do tej pory, nie mam jednak dziś czasu na coś głębszego. Lubię ten tekst, zwariowany i dziwny jak kwiecień.




Opowieść kwietniowa


NEIL PYTA:
„Jakie jest Twoje najszczęśliwsze kwietniowe wspomnienie?”
@_NikkiLS_ ODPOWIADA:
„Kiedy kaczki ponownie nam zaufały, mój ojciec i ja karmiliśmy je chlebem podebranym z zajazdu, w którym pracował”.
#KeepMoving #AprTale


Gdy kaczki tracą do ciebie zaufanie, wiesz, że naciskałeś zbyt mocno, a mój ojciec nabierał je od ubiegłego lata na wszystko, co tylko się dało.

Szedł w kierunku stawu. – Cześć, kaczki – mówił.
Do stycznia nauczyły się po prostu odpływać. Jeden szczególnie drażliwy kaczor – nazywaliśmy go Donald, ale tylko, gdy tego nie słyszał; kaczki są przeczulone na tym punkcie – kręcił się w pobliżu i pyskował ojcu:
- Nie jesteśmy zainteresowane – mówił. – Nie kupujemy niczego, co sprzedajesz: ani ubezpieczeń na życie, ani encyklopedii, sidingu z aluminium  ani zapałek, a tym bardziej wodoodpornych ochraniaczy.
- Turniej „wszystko albo nic!”* - zakwakał szczególnie zgorszony samiec kaczki-krzyżówki. – Taaa, jasne, sypniesz groszem. Tylko tym z dwoma reszkami!
Kaczki, które miały okazję przyjrzeć się wspomnianej monecie, kiedy mój ojciec wrzucił ją do stawu, zakwakały zgodnie, i wdzięcznie odpłynęły na drugi brzeg, urażone.
Mój ojciec poczuł się obrażony.
- Te kaczki – powtarzał. – Zawsze można było na nie liczyć. Jak na krowę, że da mleko. Były frajerami – w najlepszym znaczeniu tego słowa. Takimi, którzy nigdy się nie uczą. Zawsze mieszałem im w głowach. 



- Musisz odzyskać ich zaufanie – poradziłem mu. – Albo lepiej, zacznij być w końcu uczciwy. Zacznij od nowa. Teraz masz stałą pracę.
Pracował w gospodzie naprzeciw stawu.
Mój ojciec nie zaczął od nowa. Nawet nie doszedł do początku. Ukradł świeży chleb z zajazdowej kuchni, zabrał niedokończone butelki czerwonego wina i poszedł nad staw, by odzyskać kacze zaufanie.
Przez cały marzec zabawiał je, karmił i opowiadał dowcipy, robił wszystko, co mógł, by je nieco rozmiękczyć. Dopiero w kwietniu, kiedy drzewa znów były zielone, a świat otrząsnął się po zimie, tonąc w kałużach, mój ojciec przyniósł ze sobą talię kart.
- Co powiecie na towarzyską grę? – zagaił. – Nie na pieniądze?
Kaczki wymieniły niespokojne spojrzenia.
– No nie wiem… - zamruczało kilka z nich ostrożnie.
Wówczas jeden starszy kaczor, którego nie rozpoznałam, wyciągnął z wdzięcznością skrzydło.
- Po takich ilościach cudownego chleba i pysznego wina, niegrzecznie byłoby odrzucić taką propozycję. Może zagramy w remika? Albo w szczęśliwe rodziny?
- A może pokerek? – zaproponował mój ojciec z nieprzeniknioną twarzą i kaczki się zgodziły.
Mój ojciec był przeszczęśliwy. Nawet nie musiał sugerować gry na pieniądze, aby partia stała się ciekawsza – stary kaczor sam wyszedł z tą propozycją.
Przez lata nauczyłem się co nieco o rozdawaniu ze spodu talii; obserwowałem ojca siedzącego nocami w naszym pokoju, ćwiczącego po wielokroć, ale to stary kaczor mógł nauczyć ojca kilku sztuczek. Rozdawał spod spodu. Rozdawał ze środka. Znał położenie każdej karty w talii i wystarczało machnięcie skrzydła, żeby ją wyłożył jakkolwiek tylko chciał.
Kaczki ograły mojego ojca z całego dobytku: portfela, zegarka, butów i tabakierki, a także ubrań, które miał na sobie. Gdyby kaczki zgodziły się na chłopca jako stawkę, ojciec przegrałby także i mnie, i być może w jakiś sposób tak się stało.  
Wrócił do zajazdu jedynie w bieliźnie i skarpetkach. Podobno kaczki nie lubią skarpetek. Tak już mają.
- Przynajmniej zostawiły ci skarpetki – pocieszyłem go.
Tamtego kwietnia mój ojciec nauczył się nie wierzyć kaczkom.

_____________
*- w oryginale „double or nothing”; nazwa pokerowego zagrania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz