niedziela, 20 kwietnia 2014

Kiedy stałam się nami, czyli wróciło „Orphan Black”!







Nie wychodzi mi pisanie na chłodno, bez emocji i odczuć i może to dobrze, bo dzięki temu wpadłam na dzisiejszy temat. A dzisiaj będzie o mało popularnym (chociaż w sieci coraz popularniejszym, dzięki Potworowi Spaghetti!) serialu produkcji amerykańsko-brytyjskiej pod tytułem „Orphan Black”. Jest to pierwsza produkcja fuzji Anglia-USA i sprawdza się wręcz fenomenalnie. Anglia bowiem słynie z świetnego psychologicznego profilu bohaterów których przedstawia widzom, z trafnych rozwiązań fabularnych i oczywiście z brytyjskiego akcentu aktorów (choć to już kwestia osobistych preferencji). Braki w wartkości akcji i w nieco tandetnych efektach specjalnych oraz przystosowaniu do widza mainstreamowego nadrabiają Stany. I taki jest właśnie przepis na produkcję-cud, czyli na Orphan Black.


Sarah (Tatiana Maslany)

Z początku odcinki ogląda się trochę jak czeski film, w którym nic nie wiadomo do końca – Sarah Manning, sierota z domu zastępczego wraca do rodzinnego Nowego Yorku i swojej córeczki Kiry. Na stacji kolejowej widzi coś, co raz na zawsze zmieni jej życie – chciałoby się powiedzieć na lepsze, bo Sarah łatwego życia nie ma, no cóż, na pewno na ciekawsze) – otóż kobietę, podobną do niej jak dwie krople wody, rzucającą się pod pociąg. Sarah w oszołomieniu zabiera torebkę nieznajomej – trochę, by pomóc sobie w kłopotach ze szmuglowaniem narkotyków, trochę z oczywistej ciekawości – i dopiero wtedy się zaczyna. Jeżeli chodzi o zmianę tożsamości, to Sarah trafiła najgorzej jak mogła, okazuje się, że zmarła tragicznie Beth jest policjantką. A to dopiero początki fabuły…



Beth (Tatiana Maslany)

W miarę, jak rozwija się serial, poznajemy korowód barwnych postaci, napisanych z wyczuciem charakterystycznym dla rodzimego BBC – Arta, partnera świętej pamięci Beth, tak zwanego dobrego gliniarza, jej faceta Paula, który nie jest taki, jak okazuje się na pierwszy rzut oka (wielowymiarowość bohaterów jest ogromnym plusem serialu, nikt nie jest tu czarny ani biały, co odcinek ujawniając nowe decyzje i odsłaniając nową twarz) zastępczą matkę Sarah, która obecnie sprawuje opiekę nad Kirą i innych. Nikt z drugoplanowych postaci nie pozostaje tak naprawdę w tle, często zapewniając widzowi zwroty akcji w typie rosyjskiej ruletki. A co z postaciami pierwszoplanowymi?



Cosima (Tatiana Maslany)

Idąc za zagadką Beth, Sarah wpada na kolejne kopie siebie – jako pierwsza jest Niemka Katja, która niestety nie ma szczęścia gościć w serialu długo, zostawiając Sarah z mnożącymi się w oczach pytaniami. Jest jeszcze Alison – chyba moja ulubiona odsłona tej samej aktorki, bo wszystkie dziewczyny gra Tatiana Maslany, a nad jej talentem zapieję poniżej – przykładna matka dzieciom, żyjąca w domku na przedmieściach i występująca w miejskim domu kultury, jest Cosima – geniusz biologiczny ze szczególnym zamiłowaniem do genetycznych zagadnień, jest Elena – Ukrainka, fanatyczka pomniejszej sekty i w tym babskim kręgu jak wisienka na torcie wyłania się Felix – brat przyrodni Sarah (no dobra, chłopiec wychowywany z nią w tym samym domu zastępczym i jej najwierniejszy przyjaciel). Bardzo szybko między dziewczynami zawiązują się sojusze, niektóre toczą między sobą otwarte wojny, często dla własnych interesów i to dopiero jest interesujące, bo jak to by było, być wrogiem samego siebie?...



Elena (Tatiana Maslany)

Wyżej wspomniałam już o grze aktorskiej Tatiany Maslany i nie bez powodu, bo aktorka sama robi serial, pozostawiając nieco czasu antenowego dla pozostałych. Każda, absolutnie każda dziewczyna ma nie tylko swój styl (Sarah – ostra punkówa, Beth – elegantka, Alison – skąpana w pastelowych wełenkach, Cosima – typ artystyczny, Elena – trochę wojsko, bardzo psychiatryk), ale również zestaw gestów i min do dyspozycji charakterystyczny dla każdej z nich. Najciekawiej jest kiedy jedna dziewczyna udaje drugą, jak Alison Sarah w pierwszym sezonie i Sarah Cosimę w drugim; bo wówczas oryginalna postać przebija przez drugą i można zorientować się, kto jest kim naprawdę. Wielki szacun dla Maslany, że potrafiła to zagrać. Jestem skłonna przychylić się do zdania co poniektórych krytyków telewizyjnych, którzy twierdzą, że przy nominacjach do jakiejkolwiek nagrody Maslany nie powinna otrzymać jednej statuetki, ale co najmniej pięć.



Alison (Tatiana Maslany)

Zauważcie, że pisząc tę niby-recenzję nie zdradziłam najważniejszego – o co chodzi z kopiami Sarah. Zrobiłam to dlatego, żebyście sami sięgnęli po ten serial, bo uwierzcie mi – warto, jeżeli nie dla fabuły (poszukiwanie nieznanego pojawia się w co drugim hamerykańskim CSI i jeśli ktoś nie lubi, rozumiem i szanuję, ja też nie zawsze przepadam) to dla cieszenia oka grą Maslany, która pokazuje tu prawdziwy koncert solo, rozszczepiając się na kilka ról i chemią między nią a Jordanem Gavrais, czyli Felixem. Dialogi pomiędzy którąkolwiek z dziewcząt (w późniejszych odcinkach niewątpliwa przyjaźń zawiązuje się pomiędzy nieco sztywną Alison a Stereotypowym Gejem Stulecia (to Felixowi nie przeszkadza, wręcz przeciwnie)) są osobnymi perełeczkami, przy których nie sposób się nie uśmiechać, chociaż serial sam w sobie trzyma w napięciu i przecież nie jest stricte komedią. Dodatkowa zaleta to utrzymanie długości odcinków w kategorii brytyjskiej raczej niż amerykańskiej – odcinków jest dziesięć (przy standardowych dwudziestu dwóch fabuła stałaby się więcej niż niestrawna, a tak zostawia oglądających ze szczęką w okolicach podłogi). Tak więc - iść nadrabiać. Wolny weekend, niezależnie od tego, czy coś świętujecie, czy nie, temu sprzyja.



I na koniec Felix (Tatiana Ma... a nie, Jordan Gavrais)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz