Krążąc dziś po Warszawie, zastanawiałam
się, o czym będzie dzisiejszy post. W końcu zdecydowałam, że opowiem wam
historię, bo to potrafię najlepiej. Usiądźcie tylko wygodnie i słuchajcie.
Ilustracja Arthura Rackhama, jednego z moich odwiecznych faworytów.
Dawno,
dawno temu, za siedmioma lasami i siedmioma górami, żyła sobie stara kobieta,
nazywana Srebrnowłosą, bo pukle, pomimo podeszłego wieku miała gęste i
srebrzyste. Niektórzy nazywali ją wiedźmą, bo mieszkała w rozlatującej się
chacie na skraju lasu, inni twierdzili, że była wariatką i że należałoby
zamknąć ją w przytułku. Ani jedno, ani drugie nie było prawdą, bo Srebrnowłosa
była tylko Srebrnowłosą. Ludzie nie mogli jednak tego wiedzieć, bo własny
strach trzymał ich z daleka od chaty starej kobiety. Pewnego dnia Srebrnowłosa
czuła się wyjątkowo dobrze – zgarnęła z gwoździa wbitego w ścianę swój wytarty
płaszcz, znalazła sękaty kij, który miał służyć jej jako laska i zagłębiła się
w las. Nie wiem, dlaczego zdecydowała się na tak trudną wędrówkę. Być może miała
nadzieję znaleźć grzyby do suszenia, bo jesień złociła już okoliczne drzewa;
być może szukała jagód.
Ale
Srebrnowłosa nie znalazła ani jagód, ani grzybów. Znalazła za to domek, mały i
czyściutki, pobielony z zewnątrz wapnem i pokryty czerwoną dachówką.
-
Halo?! – zaskrzypiała Srebrnowłosa, bo jej głos nie był już taki jak kiedyś.
Odpowiedziała jej cisza, więc Srebrnowłosa weszła do środka i niemal od razu
zobaczyła trzy miseczki owsianki, stojące na stole. Srebrnowłosa poczuła głód.
Spróbowała
owsianki z pierwszej miseczki. Była za gorąca.
Spróbowała
owsianki z drugiej miseczki. Była za zimna.
Spróbowała
owsianki z trzeciej miseczki. Smakowała w sam raz, więc Srebrnowłosa zjadła ją
całą, czując jak ciepłe mleko wypełnia jej żołądek, od wielu dni przyjmujący
tylko lodowatą wodę ze studni i korzonki. Niedługo po posiłku Srebrnowłosej
zaczęły kleić się oczy. W sąsiednim pokoju odnalazła trzy łóżka.
Usiadła
na pierwszym. Było za twarde.
Usiadła
na drugim. Było za miękkie.
Usiadła
na trzecim. Było idealne, więc Srebrnowłosa z ulgą wyprostowała stare nogi,
odłożyła kostur i zapadła w głęboki sen.
Tymczasem
do domku wrócili jego właściciele, a były to trzy niedźwiedzie. Nie były ze
sobą spokrewnione; szczerze wątpię by były nawet dalekimi kuzynami, choć z
niedźwiedziami nigdy nic nie wiadomo. Od progu zwęszyły obcy zapach i
postanowiły sprawdzić, co jest nie tak. Najpierw uważnie zbadały miseczki z
owsianką.
-
Ktoś próbował mojej owsianki! – oburzył się Niedźwiedź Pierwszy.
-
Ktoś próbował mojej owsianki! – zagrzmiał Niedźwiedź Drugi.
-
Ktoś zjadł całą moją owsiankę! – poskarżył się Niedźwiedź Trzeci. I
rozzłoszczone niedźwiedzie ruszyły do sąsiedniego pokoju.
-
Ktoś siedział na moim łóżku! – krzyknął Niedźwiedź Pierwszy.
-
Ktoś siedział na moim łóżku! – powtórzył za nim jak echo Niedźwiedź Drugi.
-
Ktoś siedział na moim łóżku, a teraz jeszcze w nim śpi! – wrzasnął Niedźwiedź
Trzeci.
Mruczenie
niedźwiedzi obudziło Srebrnowłosą, która z trudem usiadła na łóżku Trzeciego i
przerażona, ujrzała przed sobą trzy włochate pyski pełne zębów, trzy wilgotne,
wonne nosy, trzy pary oczu koloru laskowych orzechów patrzących na nią z żądzą
mordu.
-
Ja… ja bardzo przepraszam… ja… nie wiedziałam… ja… - zaczęła się jąkać
Srebrnowłosa i próbowała sięgnąć po swój kij, ale nie zdążyła, bo Drugi
odrzucił go daleko, daleko przez szeroko otwarte okno.
-
Wybaczcie mi… darujcie, nie! Nie! – chrypliwy głos Srebrnowłosej wzbił się na
wyżyny histerii – Nie! Moje włosy! Kiedyś były złote!
Potem
stały się tylko czerwień i biel kłów i trzask pękających kości, bo Srebrnowłosa
nie zdołała wydostać się przez okno i uciec, jakby zrobiła to, będąc młodą
dziewczyną. A trzy niedźwiedzie wróciły do kuchni i ugotowały nową owsiankę,
gderając, że w sypialni koniecznie będzie trzeba posprzątać.
Myślę,
że mieszkają w tym domku po dziś dzień.
Jeśli podobała wam się ta historia i
uważacie ją za oryginalną, zatrzymajcie się tu. Nie czytajcie dalej. Możecie
się bardzo rozczarować.
No dobra. Nie jestem Southeyem (poetą
angielskim, autorem opowieści o Złotowłosej i trzech niedźwiadkach), ale
niestety wydaje mi się, że właśnie przeczytaliście dużo prawdziwszą i bliższą
oryginałowi wersję tej baśni, niż ta znana z dziecięcych kuferków z bajkami. Oczywiście,
jak szybko obserwujemy, kształt i główna idea opowieści (intruz wkradający się
do domu zamieszkałego przez niedźwiedzie) pozostają te same, jednak główni
bohaterowie mają inne twarze – Złotowłosa jest zgarbioną staruszką, a
niedźwiedzie nie są pełną uroku rodzinką, jaką przedstawiają ilustracje
książkowe, ale trzema dzikimi drabami (chociaż moja angielska wersja baśni
wspomina o niedźwiedziach porządnych i dobrze wychowanych, nigdzie jednak nie
twierdząc, jakoby byłyby spokrewnione). Ostatnio
zastanawiałam się nad powodem przekształcenia tej baśni, bo Złotowłosa, wciąż
przecież bardzo znana i często spotykana w zbiorkach najpopularniejszych bajek
dziecięcych jest na pewno mniej mroczna i niebezpieczna od innych baśni,
podawanych w uładzonej formie (nie zapominajmy, nigdy nie zapomnijmy – baśnie
były i są dla dorosłych, sprowadzone i uładzone w pokojach dziecięcych
przybierają pierwotną formę kiedy czytają i tworzą je dorośli). Ale Złotowłosa
zdaje się inna – tu nie ma ucinania pięty, żeby wsunąć na stopę pantofelek, nie
ma pożerania babci i wnuczki, nie ma też wyłupiania oczu księciu, który odważył
się pokochać pannę uwięzioną w wieży. Złotowłosa niesie ze sobą naiwną
przesłankę, która przestrzega przed włamywaniem się do cudzych siedzib, braniem
cudzego dobra za swoje i w ogóle, ma bardziej wartości terytorialne niż stricte
moralizatorskie. Złotowłosa-dziewczynka ucieka. Czy Złotowłosa-staruszka (która
w oryginale nie zasługuje nawet na własne imię, dlatego ja ochrzciłam ją
Srebrnowłosą) miałaby siłę wyskoczyć przez okno i pomknąć w przestrachu przez
las? Nie sądzę. I być może właśnie o to rozbija się metamorfoza tej historii.
Bo zastanówmy się przez krótki moment: czy w oryginalnej wersji wina leży
wyłącznie po stronie Srebrnowłosej?
Lepsza młoda dziewczyna niż stara wiedźma. Każdy to widzi, nawet miś.
Każda kultura pielęgnuje tradycję
opiekowania się i poważania starszych (to, jak teoria sprawdza się w praktyce
to inna sprawa). Oczywiście wiemy, że Srebrnowłosa zrobiła źle, bo wiek nie
usprawiedliwia włażenia do cudzego domu, wyżerania mu jedzenia i kładzenia się
do łóżka, tego nie śmiem imputować. Ale – czy idąc tokiem rozumowania, że
społeczeństwo hen hen wieków temu (a to właśnie wtedy powstawała ta historia w
swojej oryginalnej postaci) było bardziej skostniałe niż teraz i na pewno
mocniej trzymało się ustanowionych reguł, postać staruszki była odpowiednia? Umówmy
się – łatwiej jest zganić za coś dziecko, choćby i najpiękniejsze, z włosami
koloru płynnego złota (hm, kanon nie mówi nic o wyglądzie zewnętrznym
Złotowłosej, skupiając się tylko na jednym elemencie jej wyglądu, ale
podejrzewam, że utrzymano kontrast pomiędzy anielską urodą a złym zachowaniem) niż
zabiedzoną staruszkę. Łatwiej też jest dać trzem niedźwiedziom choćby pozory
ogłady i ucywilizowania, ubrać je stosownie do oczekiwań społeczeństwa (he-he,
misie i społeczeństwo) albo poszerzyć cechy ludzkie o relacje rodzinne (aha)
żeby udowodnić ich rację. Znajomo wyglądający wróg to przecież wróg
najniebezpieczniejszy (abstrahując już od tego, że baśń o młodej, atrakcyjnej
dziewczynie, trzech niedźwiedziach – nie niedźwiedzicach, zaznaczam – i spaniu
w łóżku to za dużo jak na pojedynczy tekst kultury ;) )
A tu ewidentny dowód na to, że odświeżona wersja baśni żyje wciąż w świadomości potencjalnych odbiorców.
Trochę zeszłam w mojej analizie na
manowce, ale może tak miało być. Złotowłosa i trzy misie (jak niewinnie to
brzmi w opozycji do baśni o starej kobiecie i niedźwiedziach, no nie?) nigdy
nie należała do moich ulubionych baśni, mijając mnie jakoś obok, bo nigdy nie
znalazłam w niej konkretnego, biało-czarnego rozgraniczenia pomiędzy dobrem a
złem, żaden bohater nie zdobył mojej sympatii ani zrozumienia, a być może po
latach poznałam powód. Właściwie to czuję się trochę oszukana – mam wrażenie,
że wszystkie źródła karmiły mnie niewłaściwą wersją baśni, zasłoną dymną, za
którą tylko we fragmentach można zobaczyć właściwe znaczenie. Nie mogę być
pewna, bo nie mogłam znaleźć oryginalnej wersji Southeya, tej ze staruszką w
roli głównej, ale podejrzewam, że współczułabym jej, a nie mieszkańcom domku.
Nieważne w jakie łaszki byliby przebrani.
PS. Jako, że nie znalazłam oryginalnego
tekstu baśni, pozwoliłam go sobie zinterpretować.Przepraszam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz