piątek, 3 października 2014

Tłumaczenie: Neil Gaiman, "Opowieść lutowa"



I to już koniec Kalendarza Opowieści (i, przynajmniej na dłuższy czas, koniec Gaimana). W przyszłości wypatrujcie Sofii Samatar i Angeli Carter.




Opowieść lutowa


NEIL PYTA:
„Jaka była najdziwniejsza rzecz, jaka przytrafiła wam się w lutym?”
@zyblonius ODPOWIADA:
„Spotkałem na plaży dziewczynę, szukała wisiorka swej babci, zgubionego 50 lat wcześniej. Był u mnie, znaleziony w ubiegłym lutym”.
#KeepMoving #FebTale






Szare lutowe niebo, mgliste białe wydmy, czarne skały i morze, również czarne, jak ze starej fotografii, i tylko dziewczyna była ubrana w żółtą przeciwdeszczową pelerynę sącząc kolor do świata.

Dwadzieścia lat temu staruszka wędrowała po plaży przy każdej pogodzie, garbiąc się, wpatrując w piaski, od czasu do czasu schylając z trudem żeby podnieść kamyk i pod niego zajrzeć. Kiedy przestała przychodzić, kobieta w średnim wieku – jak przypuszczałem, jej córka – przemierzała plażę z mniejszym niż jej matka entuzjazmem. Teraz przestała się pojawiać i ona, a jej miejsce zajęła dziewczyna.

Podeszła do mnie. Byłem jedyną osobą poza nią w tej mgle. Wydawała się niewiele młodsza ode mnie.

- Szukasz czegoś? – zawołałem.

Zrobiła minę. – Dlaczego myślisz, że czegoś szukam?

- Przychodzisz tu codziennie. Przed tobą była inna kobieta, a przed nią jeszcze inna, staruszka z parasolką.

- To moja babcia – oświadczyła dziewczyna w żółtej pelerynie.

- Zgubiła coś?

- Wisiorek.

- Musiał być bardzo cenny.

- Nie naprawdę. Ale miał wartość sentymentalną.

- Musiało to być coś więcej, jeżeli twoja rodzina szuka go od iks lat.

- Tak – zawahała się. Potem ciągnęła:

- Babcia mówiła, że zabierze ją z powrotem do domu. Przybyła tu tylko po to, żeby się rozejrzeć. Była ciekawa. A potem zaczęła martwić się o swój wisiorek, który miała na sobie, więc schowała go pod kamieniem, żeby mogła go znaleźć, kiedy tu wróci. A potem wróciła, i nie była pewna, który to kamień. Już nie. To było pięćdziesiąt lat temu.

- Skąd pochodziła?

- Nigdy nam tego nie zdradziła.




Sposób mówienia dziewczyny zmusił mnie do zadania pytania, którego się obawiałem:

- Czy wciąż żyje? Twoja babcia?

- Tak. Tak jakby. Ale już się do nas nie odzywa. Po prostu wpatruje się w morze. To musi być okropne, tak się zestarzeć.

Potrząsnąłem głową. Wcale nie. A później wsadziłem dłoń do kieszeni kurtki i wyciągnąłem ją w jej stronę. – Wyglądał może podobnie? Znalazłem go na plaży rok temu. Tkwił pod kamieniem.

Wisior uniknął zniszczenia przez piasek i słoną wodę.

Dziewczynę zatkało, potem uściskała mnie i podziękowała, zabierając wisiorek i biegnąc po mglistej plaży w kierunku małego miasteczka.

Obserwowałem ją, złoty kleks w czarno-białym świecie. Ściskającą wisior jej babci w dłoni. Był bliźniaczo podobny do tego, który nosiłem sam.

Rozmyślałem o jej babci, mojej małej siostrzyczce, czy kiedykolwiek wróci do domu, a jeżeli tak, to czy wybaczy mi dowcip, który jej spłatałem. Być może wybrałaby pobyt na ziemi, a zamiast siebie wysłałaby dziewczynę. To mogło być zabawne.

Dopiero gdy moja cioteczna wnuczka odeszła i zostałem sam, uniosłem się, pozwalając wisiorkowi zabrać się do domu, w przestrzeń nad nami, gdzie włóczymy się z samotnymi niebiańskimi wielorybami i gdzie morza i niebo są jednym.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz