czwartek, 30 października 2014

All Hallows Read, czyli strach między słowami ukryty

Z okazji Halloween miałam dokończyć i opublikować moje opowiadanie Libertyn. Niestety, praca przygwoździła mnie wielkim, rzeczywistym ciężarem testów i pisania pracy zaliczeniowej i nic z tego nie wyszło. Gunwo. Trudno, są priorytety. Miast tego zaangażowałam się w akcję znaną mi od kilku lat i usilnie propagowaną przez Autorytet i Absolut, czyli ło tu (moja obsesja – dziwnie przyzwyczaiłam się do tego słowa – siedzi i macha do mnie czułkami, nadając w sekretnym kodzie, że się zadomowiła na dobre). Neil Gaiman, psze państwa, dla tych, którzy angielskiego nie znają, podał pomysł dzielenia się z resztą świata strasznymi książkami lub opowiadaniami, zapewniającymi rozrywkę podczas długiego, jesiennego wieczoru. W związku z tym poczułam obowiązek, żeby znaleźć coś do wymiany – metaforycznej, bo wierzę, że w dobie Internetu o teksty kultury łatwiej niż kiedyś – i spędziłam większość października czytając horrory i horrorynki. Trochę znalazłam.

I.          Jakiś potwór tu nadchodzi (Something Wicked This Way Comes) Raya Bradbury’ego.




Jakiś potwór tu nadchodzi to cytat z Makbeta Szekspira, idealnie dopasowany do hipnotycznego nastroju w tej powieści. Było to moje pierwsze spotkanie z Rayem Bradburym bodajże w 2012 roku. Cieszę się, że to była moja pierwsza powieść od Bradbury’ego, bo zostawiła po sobie niezapomniane wrażenie niepokoju i oglądania się w ciemności, czy aby nic się za mną nie czai. Bohaterami powieści są dwaj trzynastolatkowie, zapamiętali w swojej młodości, na pierwszych kartach książki spotykający sprzedawcę piorunochronów, oznajmiającego profetycznie, że nadchodzi burza. Brzmi dziwnie? To dopiero początek tego, co dotknie chłopców i ich rodziny, kiedy do małego miasteczka (to małe miasteczko jest wyjątkowo kingowskie, nikt nie spodziewa się zła drzemiącego w mieścinach) przybywa objazdowy lunapark, prowadzony przez Pana Darka (punkt za nazwisko!) i Pana Coogera. Will i Jim, bo tak nazywają się chłopcy, wybierają się na oszałamiający pokaz w królestwie dziwadeł i mają szansę zobaczyć magiczną karuzelę. A jednak nie doceniają niebezpieczeństwa ukrytego pod maską zabawy… Bradbury snuje opowieść w niewielu słowach, a jednak akcja toczy się wartko i interesująco. Jakiś potwór… to opowieść o wchodzeniu w dorosłość i powrocie do dzieciństwa, o tej krytycznej granicy, którą każdy z nas kiedyś musi przekroczyć. Pamiętam, że podobało mi się zwłaszcza opisywanie czarodziejskiego freakshowu z perspektywy dwóch pokoleń, bo w pewnym momencie do akcji wkraczają ojcowie Willa i Jima. Nie chcę sprzedawać tu zbyt wielu spoilerów, ale Ray Bradbury zawsze urzeka swoją subtelnością, intertekstualnością i nienachalnym przesłaniem. Pamiętam, że lubiłam tę książkę.

II.                Mały morderca, autor: Ray Bradbury, Audycja Trzecie Oko



Jestem fanką audiobooków. Może to przez moje nienasycenie, jeżeli chodzi o słuchanie historii i w trosce o moje oczy (nigdy nie byłam Sokolim Okiem) rodzice w dzieciństwie zakupili mi dziesiątki, jeżeli nie setki, „mówionych” bajek. Pamiętam te quasi musicalowe, pamiętam te, które owocowały obsesją przez kilka następnych miesięcy (Bazyliszek i zabijanie chłopca wzrokiem, jeżeli podsumować to i moje lektury nt. Auschwitz w wieku lat 7, to byłam bardzo krypiszonowatym dzieckiem), pamiętam te najwcześniejsze – Muminki i Małego Księcia i Niedźwiadka Nallee. W wieku dorosłym nieco się przestawiłam na seriale radiowe (muszę kiedyś zrobić tu jakiś plebiscyt!) ale sentyment pozostał (pojawiła się także chęć stworzenia dobrego serialu radiowego w Polsce, tylko z kim ja to, kućwa, będę robić?...) Na Audycję Trzecie Oko trafiłam niedawno i zaczęłam przewidywalnie – od Bradbury’ego. Nie zamierzam opisywać tego opowiadania, bo je po prostu trzeba przesłuchać, powiem tylko jedno – w środku nocy z przyjemnego półsnu wybiła mnie puenta i wyglądałam jak ten kot:





III.             The Tragical Comedy Or Comical Tragedy of Mr Punch duetu Gaiman i McKean.



Mimo, że moja Obsesja ma się dobrze i kwitnąco, to nie wszystkie utwory Gaimana dotąd przeczytałam. Nie wszystkie darzę też wszechogarniającym uznaniem. Tak się na przykład sprawa ma z Oceanem na końcu ulicy, który doszczętnie mnie rozczarował i wydał mi się zbyt nijaki i szczery (może ma to związek z autentycznością pewnych wątków w tejże powieści, ale wciąż mnie rozczarowuje). Punch to kolejne (a może powinnam powiedzieć: wcześniejsze) podejście do prób rozliczenia się z przeszłością, tylko tym razem bardzo, bardzo mocne. Gaiman wyciąga cały arsenał swoich sztuczek, żeby wykreować opowieść o małym chłopcu, pamięci i zapominaniu, śmierci, narodzinach i niebezpieczeństwie. Tytułowy Punch to dla nieobeznanych kukiełka z tradycyjnego angielskiego teatrzyku, występujący w towarzystwie swojej żony Judy i często również innych postaci – Doktora, Krokodyla, Sędziego, Dziecka i Diabła. Punch z natury charakteryzują ostre rysy twarzy – Gaiman w niektórych wywiadach określa swój własny semicki nos jako „Punch nose”, co fenomenalnie współgra tu z fabułą – oraz upodobanie do przemocy. Punch potrafi zatłuc na śmierć swoją żonę, wyrzucić dziecko przez okno, ujarzmić krokodyla, powiesić sędziego i otruć doktora, nim stanie w szranki z samym diabłem. Gaiman określa tę powieść graficzną – bo o dziwo, tekst wydaje się być prawie nieważny w porównaniu do typowych kolaży McKeana, skąpanych w złocie i półmroku – jako kłamliwą autobiografię, i robi to tysiąckroć lepiej niż w Oceanie. Czytając Puncha wielokrotnie zastanawiałam się, gdzie tkwi granica pomiędzy prawdą i kłamstwem, gdzie istnieje brzeg między pamiętaniem i niepamięcią i bałam się, bałam się, BAŁAM SIĘ Puncha. Nie wiem, czy to nie moja ulubiona pozycja gaimanowska, i trochę szkoda mi dwóch rzeczy – że zabrałam się do niej tak późno i że nie została przełożona na polski.



PS. Próbowałam przeczytać Dom czarów Jamesa Herberta, ale mnie zmógł. Nie polecam.

PS2. Z okazji Obsesji i Halloween macie Włosy Gaimana w dyniach. 


Ale serio, takie włosy u faceta są niemoralne, sprzeciwiam się *patrzy na swoje nędzne pióra*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz