czwartek, 12 czerwca 2014

Tłumaczenie: Ken Liu, "Papierowa menażeria"

Zdecydowałam się tłumaczyć opowiadania doceniane, przede wszystkim doceniane przez komisję Hugo Award, która wydaje mi się solidną marką literatury fantastycznej. Dzisiaj przedstawiam tłumaczenie dłuższe, tekstu, który wygrał Hugo, Nebulę i World Fantasy Award w 2012, stając się jednocześnie pierwszym opowiadaniem w historii, które zgarnęło wszystkie nagrody w puli.

Oryginał tu.



Papierowa menażeria


W jednym z moich najwcześniejszych wspomnień płaczę. Nie dawałem się uspokoić, nieważne czego próbowali Mama i Tata.

Tata poddał się i wyszedł z sypialni, ale Mama zabrała mnie do kuchni i usadziła przy śniadaniowym stole.

- Kan, kan – powiedziała, sięgając po papier do pakowania prezentów, leżący na lodówce. Przez lata Mama ostrożnie przecinała papier kryjący podarunki i układała je na lodówce w gruby stosik.

Położyła arkusz na stole, białą stroną do dołu i zaczęła go składać. Przestałem płakać i przyglądałem się jej, zaciekawiony.

Odwróciła papier i złożyła go jeszcze raz. Zakładała, zginała, rozkładała, kształtowała do momentu, gdy papier zniknął w jej zamkniętych dłoniach. Wówczas podniosła pozaginany papier do ust i dmuchnęła w niego, jak w balonik.

- Kan – powtórzyła. – Laohu. – Zbliżyła ręce do blatu i pozwoliła mu wyjść.

Na stole stał niewielki papierowy tygrys, wielkości dwóch pięści. Futro tygrysa było białe, drukowane w czerwone cukrowe laseczki i zielone choinki.

Sięgnąłem po dzieło Mamy. Tygrys machnął ogonem i zapolował na  moje palce. – Rrrawrr-sa – warknął. Dźwięk przypominał trochę mruczenie kota, a trochę szelest stron gazet.

Roześmiałem się, oczarowany i pogłaskałem go wskazującym palcem. Tygrys zadrżał pod moim dotykiem, mrucząc.

- Zhe jiao zhezhi – oświadczyła Mama – To sztuka origami.

Wtedy jeszcze nie miałem o tym pojęcia, ale wytwory mojej Mamy były wyjątkowe. Dmuchała w nie, dzieląc się swym własnym oddechem i poruszając je własnym życiem. Taka była jej magia.

*

Tatuś wybrał Mamę z katalogu.

Któregoś razu, kiedy byłem w liceum, zapytałem Tatę o szczegóły. Próbował wtedy sprawić, żebym znów zaczął rozmawiać z Mamą.

Zdecydował się na próbną usługę wiosną 1973 roku. Przerzucał nieuważnie kartki, nie poświęcając żadnej ze stron więcej niż kilku sekund, dopóki nie zobaczył zdjęcia Mamy.

 Nigdy nie widziałem wspominanego zdjęcia. Tata opisał je: Mama siedziała na krześle, zwrócona do aparatu, ubrana w obcisły cheongsam z zielonego jedwabiu. Patrzyła prosto w obiektyw, więc jej długie czarne włosy spływały dekoracyjnie na piersi i ramiona. Miała spojrzenie spokojnego dziecka.

- To była ostatnia strona katalogu, jaką obejrzałem – opowiadał.

Katalog twierdził że miała osiemnaście lat, uwielbiała tańczyć i dobrze mówiła po angielsku, ponieważ pochodziła z Hong Kongu. Nic z tego nie okazało się prawdą.

Napisał do niej, a firma przekazywała wiadomości zarówno od niego, jak i od niej. W końcu poleciał do Hong Kongu ją zobaczyć.

Ludzie z firmy odpisywali za nią. Nie znała żadnych angielskich słów poza „hello” i „goodbye”.

Jaką kobietę umieszcza się w katalogu, żeby ją kupiono? Jako licealista wiedziałem wszystko o wszystkim. Wzgarda smakowała słodko, jak wino.

Zamiast wtargnąć do biura i zażądać zwrotu pieniędzy, zapłacił kelnerce w hotelowej restauracji, żeby pełniła funkcję tłumacza.

- Patrzyła na mnie, na wpół przerażona, na wpół pełna nadziei, kiedy mówiłem. A kiedy tamta dziewczyna zaczęła tłumaczyć moje słowa, zobaczyłem jej nieśmiały uśmiech.

Wrócił do Connecticut i zaczął załatwiać dokumenty, które pozwoliłyby jej na przylot. Urodziłem się rok później, w Roku Tygrysa.

*

Na moją prośbę Mama stworzyła kozę, jelenia i wodnego bawoła z kolorowego papieru. Biegały po całym salonie podczas gdy Laohu ścigał je, pomrukując. Kiedy je łapał, przyciskał twardo do ziemi, aż uchodziło z nich powietrze i leżały płasko, jak zwyczajne papierowe figurki. Wtedy znów musiałem je nadmuchać, żeby przywrócić je do życia i pozwolić im na dalszą ucieczkę.

Czasami zwierzaki pakowały się w kłopoty. Pewnego razu, podczas kolacji,  bawół wskoczył w miseczkę sosu sojowego (chcąc się zanurzyć, jak prawdziwy wodny bawół). Szybko go wyciągnąłem, ale zdążył nasiąknąć ciemnym sosem aż do brzucha. Rozmiękłe nogi nie utrzymały go długo i upadł na blat. Wysuszyłem go na słońcu, ale od tamtej pory kopyta miał krzywe i biegając, zaczął utykać. W końcu Mama owinęła jego nogi saranem i mógł brodzić do woli, ku swemu zadowoleniu (chociaż omijał sos sojowy z daleka).

Z kolei Laohu lubił polować na wróble kiedy bawiłem się z nim w ogrodzie. Ale któregoś dnia wróbel, zapędzony w kozi róg, zaatakował, rozrywając mu ucho. Skomlał i trząsł się kiedy go trzymałem, pozwalając Mamie posklejać jego ucho przezroczystą taśmą. Potem unikał już ptaków.

Wkrótce potem zobaczyłem w telewizji program dokumentalny o rekinach i poprosiłem Mamę o podobnego. Zrobiła mi rekina, ale tylko podskakiwał nieszczęśliwie na stole. Napełniłem kuchenny zlew i wrzuciłem go do wody. Pływał uradowany w koło, jednak po dłuższej chwili stał się przemoczony i miękki i powoli opadał na dno, rozprostowując się. Próbowałem go uratować, ale wszystko, co po nim zostało to kawałek mokrego papieru.

 Laohu przycupnął na brzegu zlewu z łbem opartym na przednich łapach. Położył po sobie uszy i wydał niski pomruk, od którego poczułem się winny.

Mama zrobiła nowego rekina, tym razem ze srebrnej folii. Drugi rekin mieszkał szczęśliwie w dużej kuli, dzieląc ją ze złotą rybką. Laohu i ja lubiliśmy siadać przed akwarium żeby obserwować rekina z folii spożywczej goniącego złotą rybkę. Laohu przybliżał mordkę do szkła naprzeciw mnie, tak, że widziałem jego oczy, powiększone do rozmiaru spodków, patrzącego na mnie poprzez akwarium.

*

Gdy skończyłem dziesięć lat, przeprowadziliśmy się do domu po drugiej stronie miasta. Dwie z nowych sąsiadek przyszły, aby nas powitać. Tata zaproponował im drinki, po czym przeprosił, że musi je opuścić – wybierał się do oczyszczalni ścieków, wyjaśnić sprawę rachunków byłego właściciela. – Czujcie się jak u siebie. Moja żona nie mówi prawie po angielsku, więc nie myślcie, że jest nieuprzejma, nie zabawiając was rozmową.

Kiedy czytałem w jadalni, Mama rozpakowywała kuchenne rzeczy. Sąsiadki rozmawiały w salonie, nie starając się być specjalnie cicho.

- Wygląda na całkiem normalnego faceta. Dlaczego sobie to zrobił?

- Nigdy nie lubiłam podobnych mieszanek. Ten dzieciak wygląda jak niedorobiony. Skośne oczy, biała skóra. Mały potworek.

- Myślisz, że on mówi po angielsku?

Druga kobieta syknęła. Po chwili obie weszły do jadalni.

- Dzień dobry! Jak ci na imię?

- Jack – odpowiedziałem.

- Cóż, nie brzmi wcale po chińsku.

Mama również weszła do jadalni. Uśmiechnęła się w kierunku kobiet. Wszystkie trzy stały, formując trójkąt dookoła mnie, uśmiechając się i kiwając głowami, nie mówiąc nic dopóki Tata nie wrócił do domu.

*

Mark, jeden z chłopców z sąsiedztwa, wpadł do mnie ze swoimi zabawkami z Gwiezdnych Wojen. Miecz Obi-Wana Kenobiego podświetlał się, figurka miała ruchome ręce i mówiła sztucznym głosem „Użyj Mocy!” Moim zdaniem wcale nie przypominała Obi-Wana.

Wspólnie obejrzeliśmy takie samo przedstawienie pięć razy z rzędu. – Potrafi coś jeszcze? – zapytałem.
Mark wydawał się być rozdrażniony moim pytaniem – Popatrz na szczegóły – rzekł dumnie.

Popatrzyłem na szczegóły. Nie do końca wiedziałem, co powiedzieć.

Moja reakcja rozczarowała Marka. – Pokaż mi swoje zabawki.

Nie miałem ich wiele, poza moją papierową menażerią. Przyniosłem Laohu z mojej sypialni. Wtedy był już bardzo zniszczony, połatany wszędzie klejem i taśmą, dowodami wielu napraw moich i Mamy. Już nie był tak śmigły i władczy jak kiedyś. Posadziłem go na stoliku do kawy. Mogłem usłyszeć ożywione kroki reszty zwierzątek pozostałych w hallu, nieśmiało zaglądających do salonu.

- Xiao laohu – oświadczyłem, po czym zamilkłem. Przerzuciłem się na angielski. – Oto tygrys. Laohu zadreptał i zamruczał na widok Marka, obwąchując mu palce.

Mark dostrzegł świąteczny wzór na skórze Laohu. – W ogóle nie wygląda jak tygrys. Mama robi ci zabawki ze śmieci?

Nigdy nie pomyślałem o Laohu jako śmieciu. Ale gdy teraz na niego patrzyłem, faktycznie był tylko kartką poskładanego papieru.

Mark ponownie dotknął głowy Obi-Wana. Miecz świetlny błysnął, poruszył rękoma. “Użyj Mocy!”

 Laohu odwrócił się i skoczył, zrzucając plastikową figurynkę ze stołu. Uderzyła o podłogę i rozpadła się, głowa Obi-Wana potoczyła się pod kanapę. – Rawwww! – Zaśmiał się Laohu. Ja też zacząłem się śmiać.

Mark mocno mnie uderzył. – Kosztowała kupę forsy! Nie można jej nawet znaleźć w sklepach! Na pewno kosztowała więcej, niż twój ojciec zapłacił za twoją matkę!

Zachwiałem się i upadłem na podłogę. Laohu ryknął i skoczył Markowi na twarz.

Mark krzyknął, bardziej ze strachu i z zaskoczenia, niż z bólu. W końcu Laohu był zrobiony tylko z papieru.

Mark chwycił Laohu i jego warkot się urwał, kiedy chłopiec zgniótł go w pięści i przedarł na pół. Z obu fragmentów utoczył kulki i rzucił nimi we mnie. – Masz swoje głupie chińskie śmieci!

Po odejściu Marka spędziłem godziny bezskutecznie próbując posklejać kawałki taśmą, wyprostować papier i z powrotem złożyć Laohu, korzystając ze starych zagięć. Powoli reszta zwierząt wkroczyła do salonu i zebrała się wokół nas, mnie i podartego papieru do pakowania, który niegdyś był Laohu.

*

Moja rywalizacja z Markiem nie skończyła się na jednym incydencie. Mark był popularny w szkole. Nie chciałbym pamiętać o następnych dwóch tygodniach.

Przyszedłem ze szkoły w następny piątek, dwa tygodnie po kłótni. - Xuexiao hao ma? – zapytała Mama. Nie odpowiedziałem i poszedłem do łazienki. Zerknąłem w lustro. W żadnym stopni jej nie przypominam. W żadnym.

Przy kolacji zapytałem Tatę: - Czy ja wyglądam jak kitajec?

Tata odłożył pałeczki. Nawet jeśli nigdy nie opowiedziałem mu, co wydarzyło się w szkole, wydawał się mnie rozumieć. Zamknął oczy i potarł skrzydełka nosa. – Nie, nie wyglądasz.

Mama popatrzyła na Tatę, nic nie rozumiejąc. Potem spojrzała na mnie.

- Sha jiao kitajec?

- Angielski – mruknąłem. – Mów po angielsku.

Spróbowała. – Co stało?

Odsunąłem od siebie miseczkę i pałeczki: wołowinę w pięciu smakach ze smażoną zieloną papryką.

- Powinniśmy jeść amerykańskie jedzenie.

Tata spróbował mnie przekonać:

- Wiele rodzin czasem jada chińszczyznę.

- Nie jesteśmy jak inne rodziny – spojrzałem mu w oczy. Inne rodziny mają przystosowane matki.

Odwrócił wzrok. Położył dłoń na ramieniu Mamy. – Kupię ci książkę kucharską.

Mama zwróciła się w moim kierunku. - Bu haochi?

- Po angielsku – powtórzyłem, podnosząc głos. – Mów po angielsku.

Mama wyciągnęła rękę i dotknęła mojego czoła, sprawdzając temperaturę. - Fashao la?
Odepchnąłem jej dłoń. – Jestem zdrowy! Mów po angielsku! – wrzasnąłem.
- Mów do niego po angielsku – poprosił Mamę Tata. – Wiedziałaś, że to się kiedyś zmieni. Czego się spodziewałaś?
Mama opuściła ręce. Siedziała, wodząc oczami od Taty do mnie i z powrotem. Spróbowała przemówić, zabrakło jej słów, znów spróbowała i ponownie zaniemówiła.
- Musisz – naciskał Tata. – Byłem dla ciebie zbyt pobłażliwy. Jack musi się dostosować.
Mama spojrzała na niego. – Kiedy mówię “love”, czuję tu – wskazała swe usta. – Kiedy mówię „ai”, czuję tu. – Przyłożyła dłonie do serca.
Tata pokręcił głową. – Jesteś w Ameryce.
Mama zgarbiła się na krześle, wyglądając jak bawół wodny, którego upolował Laohu, wysysając z niego całe życie.
- I chcę prawdziwe zabawki.

*

Tata kupił mi cały zestaw figurek z Gwiezdnych Wojen. Oddałem Obi-Wana Markowi.

Spakowałem papierową menażerię w pudełko po butach i schowałem je pod łóżkiem.

Następnego ranka zwierzątka pouciekały i zajęły swoje dawne ulubione miejsca w moim pokoju. Wyłapałem wszystkie i znów upchnąłem je w pudełku, zaklejając przykrywkę taśmą. Ale zwierzaki robiły tyle hałasu w pudle, że w końcu przeniosłem je w kąt na strychu, najdalej od mojego pokoju jak to tylko możliwe.

Jeśli Mama odzywała się do mnie po chińsku, ignorowałem ją. Po jakimś czasie próbowała używać angielskiego. Ale jej akcent i łamane zdania zawstydzały mnie. Starałem się ją poprawiać. Nareszcie przestała w ogóle odzywać się w mojej obecności.
Mama zaczęła pokazywać mi na migi, czego ode mnie oczekuje. Usiłowała przytulać mnie podobnie jak amerykańskie matki zaobserwowane w telewizji. Uważałem jej gesty za przesadzone, niepewne, żałosne, nienaturalne. Widziała, że mnie to irytuje i przestała.
- Nie powinieneś tak traktować matki – ofuknął mnie Tata. Ale nie patrzył mi w oczy, kiedy to mówił. Głęboko w środku musiał zdać sobie sprawę, że popełnił błąd, żeniąc się z wieśniaczką z Chin i starając się przyzwyczaić ją do przedmieść Connecticut.
Mama nauczyła się gotować po amerykańsku. Ja grałem w gry video i uczyłem się francuskiego.
Raz na jakiś czas widywałem ją za kuchennym stołem, wpatrującą się w białą stronę ozdobnego papieru. Potem na mojej szafce nocnej pojawiał się nowy zwierzak i próbował się do mnie przymilać. Chwytałem je, przyduszałem, aż wyparowywało z nich całe powietrze i wpychałem do pudełka stojącego na strychu.
Ostatecznie Mama przestała składać zwierzęta kiedy byłem w liceum. W tamtym czasie jej angielski znacznie się poprawił, ale byłem wówczas w wieku, kiedy nie byłem zainteresowany jej słowami, nieważne w jakim mówiła języku.
Czasami, kiedy przychodziłem do domu i widziałem jej drobną postać krzątającą się po kuchni, śpiewającą stare chińskie piosenki, było mi trudno uwierzyć, że mogła mnie urodzić. Nie mieliśmy nic wspólnego. Równie dobrze mogła pochodzić z księżyca. Biegłem wtedy do swojego pokoju, gdzie mogłem kontynuować amerykańską pogoń za szczęściem.
*
Tata i ja staliśmy po obu stronach maminego łóżka w szpitalu. Nie miała nawet czterdziestki, ale wyglądała na dużo starszą.
Przez całe lata nie pozwalała wysłać się do lekarza, twierdząc, że ból jaki odczuwa, to nic wielkiego. Kiedy wreszcie zabrała ją karetka, rak rozwinął się za bardzo, żeby można go było operować.
Myślami nie byłem w szpitalnej sali. Trwał środek naboru do kampusów i byłem bardziej skupiony na życiorysach, listach, i starannie przygotowywanych rozmowach wstępnych. Nauczyłem się jak kłamać rekruterom, tak, żeby to mnie wybrali. Wiedziałem, oczywiście, że to okropne myśleć o tym, kiedy moja matka umierała. Ale samo rozumienie nie zmieniło moich myśli.
Była przytomna. Tata trzymał ją za lewą dłoń obiema rękami. Pochylił się, aby pocałować ją w czoło. Wyglądał staro i słabo, aż mnie to zaskoczyło. Zrozumiałem, że wiem równie niewiele o Tacie jak i o Mamie.
Mama uśmiechnęła się do niego.
– W porządku.
Wciąż uśmiechnięta, zwróciła się do mnie.
 – Wiem, że musisz wracać do szkoły.
Jej głos był bardzo cichy i trudny do wychwycenia pośród szumu podłączonej do niej maszynerii.
- Idź. Nie martw się o mnie. To nic takiego. Powodzenia w szkole.
Sięgnąłem do jej dłoni, ponieważ czułem, że powinienem tak zrobić. Ulżyło mi. Zacząłem już myśleć o powrotnym locie, o jaskrawym słońcu Kalifornii.
Wyszeptała coś do Taty. Skinął głową i wyszedł z pokoju.
- Jack, jeśli – przerwał jej atak kaszlu i przez dobrą chwilę nie była w stanie nic powiedzieć – jeśli nie dam rady, nie smuć się i nie przejmuj za bardzo. Skup się na życiu. Tylko zachowaj pudełko ze strychu przy sobie i każdego roku w Qingming wyjmij je i pomyśl o mnie. Nigdy cię nie opuszczę.
Qingming było chińskim świętem zmarłych. Kiedy byłem bardzo mały, w ten dzień Mama pisywała listy do zmarłych rodziców z Chin, opowiadając im o sukcesach ubiegłego roku. Czytała mi list, i jeśli miałem coś do dodania, uzupełniała zapiski. Później składała je w papierowego żurawia i wypuszczała go na wolność, każąc lecieć na zachód. Patrzyliśmy za nim, kiedy żuraw machał szeleszczącymi skrzydłami w długiej drodze przez Pacyfik, aż do Chin, gdzie Mama zostawiła groby swojej rodziny.
Minęło wiele lat nim robiliśmy to razem.
- Nie znam się na chińskim kalendarzu – rzekłem. – Wypoczywaj, Mamo.
- Zatrzymaj pudełko i czasem je otwieraj. Otwieraj je – znów zaczęła kasłać.
- Okej, Mamo – niezdarnie pogłaskałem ją po ramieniu.
- Haizi, mama ai ni – Znowu powstrzymał ją kaszel. W pamięci rozbłysnął mi obraz sprzed lat: Mama mówiąca ai i kładąca ręce na sercu.
- W porządku, Mamo. Już przestań.
Wrócił Tata i powiedziałem, że muszę wyjechać wcześniej na lotnisko, bo nie chcę spóźnić się na samolot.
Umarła, kiedy przelatywaliśmy nad Nevadą.

*

Tata gwałtownie się postarzał, kiedy odeszła Mama. Dom był dla niego za duży i musiał go sprzedać. Moja dziewczyna Susan i ja wybraliśmy się pomóc mu się spakować i posprzątać dom.

Susan znalazła pudełko na strychu. Papierowa menażeria, ukryta w nierozcieńczonej ciemności poddasza przez wiele lat, stała się krucha, a wzory na papierze wyblakły.
- Nigdy nie widziałam takiego origami – zachwyciła się Susan. – Twoja Mama była niesamowitą artystką.
Papierowe zwierzątka się nie ruszały. Prawdopodobnie magia, która je ożywiała umarła wraz z Mamą. A może tylko sobie wyobraziłem, że te figurki kiedyś były żywe. Dziecięca pamięć potrafi być zwodnicza.
*

Był pierwszy kwietniowy weekend, dwa lata po śmierci Mamy. Susan wyjechała w jedną z jej niezliczonych podróży jako konsultant zarządzania, a ja zostałem w domu, leniwie skacząc z jednego kanału telewizyjnego na inny.

Zatrzymałem się na programie o życiu rekinów. Niespodziewanie mój umysł podsunął mi wspomnienie rąk Mamy, składających i rozkładających spożywczą folię, żeby stworzyć z niej mojego rekina, podczas gdy obserwowałem ją z Laohu.
Szelest. Podniosłem się i zobaczyłem kulkę ozdobnego papieru i podartej taśmy na podłodze tuż obok regału z książkami. Wstałem, by ją podnieść i wrzucić do śmieci.
Kulka poruszyła się, rozwinęła i zobaczyłem, że to Laohu, o którym nie myślałem od wieków.
- Rrawrr-sa.
Mama musiała go poskładać po tym, jak się poddałem.
Był mniejszy, niż zapamiętałem. A może to ja wtedy byłem mniejszy.
Susan porozstawiała papierowe zwierzątka w całym mieszkaniu jako dekoracje. Musiała umieścić Laohu w zakurzonym kącie, bo wyglądał niechlujnie.
Usiadłem na podłodze i wyciągnąłem palec. Ogon Laohu zadrżał i zamachał przyjaźnie łapkami. Roześmiałem się, gładząc jego grzbiet. Pod moją ręką, Laohu zamruczał.
- Jak leci, staruszku?
Laohu przestał się bawić. Stanął, wskoczył na moje kolana z kocią gracją i zaczął się rozkładać.
Na moich kolanach leżał pomięty papier do owijania paczek, gładką stroną do góry. Był zapisany drobniutkimi chińskimi znaczkami. Nigdy nie nauczyłem się czytać po chińsku, ale znałem odpowiednik „syna”, który widniał na górze, tam, gdzie należało ich szukać, zapisane niepewnym, dziecięcym pismem Mamy.
Włączyłem komputer i dostałem się do Internetu. Dziś było Qingming.

*

Zabrałem list ze sobą do centrum, do miejsca, gdzie, jak wiedziałem, zatrzymywały się autobusy chińskich wycieczek. Zatrzymywałem każdego turystę, pytając:
- Nin hui du zhongwen ma? Umiesz czytać po chińsku? Tak długo nie używałem tego języka, że nie miałem pewności, czy mnie rozumieją.
Młoda kobieta zgodziła mi się pomóc. Usiedliśmy razem na ławce i czytała mi list na głos. Wrócił do mnie język, który przez lata próbowałem zapomnieć i poczułem, jak słowa wsiąkają we mnie przez skórę i kości, aż dotarły do serca.

*

Synu,
Nie rozmawialiśmy od dawna. Jesteś tak wściekły, kiedy próbuję cię dotknąć, że mnie przerażasz. Myślę, że ból, który czułam przez cały ten czas to coś poważniejszego.
Tak więc zdecydowałam się do ciebie napisać. Zamierzam napisać do ciebie na papierowych zwierzątkach, które robiłam dla ciebie i które tak kiedyś lubiłeś.
Zwierzęta przestaną się poruszać wraz z moim ostatnim oddechem. Ale jeżeli napiszę do ciebie z głębi serca, zostawię w nich cząstkę siebie na papierze, w każdym słowie. Wtedy, jeśli pomyślisz o mnie w Qingming, gdy dusze umarłych wracają na ziemię, ożywisz tą część mnie, którą za sobą zostawiam. Stworzonka, które dla ciebie złożyłam znów zaczną skakać, biegać i polować i może wówczas zobaczysz te słowa.
Ponieważ muszę pisać do ciebie z głębi serca, piszę do ciebie w moim języku.
Przez te wszystkie lata nie opowiedziałam ci o swoim życiu. Kiedy byłeś chłopcem, myślałam, że opowiem ci tę historię gdy trochę podrośniesz, abyś zrozumiał. Ale taka szansa nigdy nie nadeszła.
Urodziłam się w 1957 roku, w wiosce Sigulu, w prowincji Hebei. Twoi dziadkowie z obu stron pochodzili z biednych i nielicznych rodzin. Zaledwie kilka lat po moim urodzeniu, Chiny nawiedził Wielki Głód, zabijając trzydzieści milionów ludzi. Moje pierwsze wspomnienie z dzieciństwa to obudzenie się, by zobaczyć jak moja matka je ziemię, by mogła wypełnić swój żołądek, zostawiając mi ostatnią garstkę mąki.
Później życie się poukładało. Sigulu jest słynne ze sztuki składania papieru zhezhi, a moja matka przekazała ją mnie, ucząc, jak ożywiać papierowe zwierzątka. W życiu wioski była to praktyczna magia. Składaliśmy papierowe ptaki, by przeganiały z pól pasikoniki i papierowe tygrysy, żeby odgonić myszy. Na chiński Nowy Rok wraz z przyjaciółmi robiłam czerwone smoki. Nigdy nie zapomnę widoku małych smoczków przecinających niebo nad naszymi głowami, pociągających za sznurki petard, by odstraszyć złe wspomnienia z przeszłego roku. Spodobałoby ci się.
 W 1966 nadeszła Kulturowa Rewolucja. Sąsiad powstał przeciwko sąsiadowi, a brat przeciw bratu. Ktoś przypomniał sobie, że brat mojej matki, mój wuj wyjechał w 1946 do Hong Kongu i został kupcem. Mając krewnego w Hong Kongu staliśmy się szpiegami i wrogami ludu i musieliśmy stawić temu czoło. Twoja biedna babcia nie zniosła szykanowania i rzuciła się w głąb studni. Wkrótce kilku chłopaków z muszkietami wyciągnęło z domu twojego dziadka i zaprowadzili go do lasu, skąd nigdy nie wrócił.
Zostałam ja, dziesięcioletnia sierota. Jedynym krewnym, jaki mi pozostał, był wuj w Hong Kongu. Którejś nocy wymknęłam się i dostałam do pociągu mknącego na południe.
Kilka dni później, w dolnej prowincji Guangdong jacyś mężczyźni złapali mnie na kradzieży jedzenia z pola. Kiedy usłyszeli, że próbuję dostać się do Hong Kongu, wybuchnęli śmiechem.
- To twój szczęśliwy dzień. Nasz ładunek to dziewczynki do Hong Kongu.
Schowali mnie na dnie ciężarówki z innymi dziewczętami i przemycili przez granicę.
Zabrano nas do piwnicy i kazano stać i wyglądać zdrowo i inteligentnie dla klientów. Rodziny wręczały mężczyznom należność i przybywały nas obejrzeć i wybrać dziewczyny do „adopcji”.
Mnie wybrała rodzina Chin, abym opiekowała się ich synkami. Wstawałam co rano i przygotowywałam śniadanie. Karmiłam i kąpałam chłopców. Robiłam zakupy, pranie i zamiatałam podłogi. Spełniałam wszystkie zachcianki dzieci. Na noc zamykali mnie w szafie w kuchni. Jeśli się guzdrałam lub popełniłam błąd, bili mnie. Jeśli chłopcy byli niegrzeczni, bili mnie. Jeśli przyłapali mnie na nauce angielskiego, bili mnie.
- Dlaczego chcesz się nauczyć angielskiego? – przesłuchiwał mnie pan Chin. – Chcesz iść na policję? Powiemy policji, że jesteś emigrantką z kontynentu. Będą zachwyceni, mogąc cię wsadzić za kratki.
Przeżyłam tak sześć lat. Któregoś dnia stara kobieta, która sprzedawała mi ryby na rynku, odciągnęła mnie na stronę.
- Znam takie jak ty. Ile masz lat, szesnaście? Któregoś dnia twój właściciel nachleje się, wpadniesz mu w oko, schwyta cię i już go nie powstrzymasz. Żona się dowie i dopiero będzie piekło. Musisz się wyrwać. Znam kogoś, kto może pomóc.
Opowiedziała mi o Amerykanach, którzy pragną egzotycznych żon. Jeśli umiem gotować, sprzątać i dbać o mojego amerykańskiego męża, zapewni mi dobre życie. To była moja jedyna szansa. I tak oto dostałam się do katalogu pełnego kłamstw i spotkałam twojego ojca. Nie jest to szczególnie romantyczna historia, ale jest moja.
Na przedmieściach Connecticut byłam samotna. Twój ojciec był czuły i miły w stosunku do mnie i jestem mu bardzo wdzięczna. Ale nikt mnie nie rozumiał, a ja nie rozumiałam nic.
I wtedy urodziłeś się ty! Byłam tak szczęśliwa, kiedy spojrzałam na twoją twarzyczkę i zobaczyłam cień mojej matki, mego ojca i mój własny. Straciłam całą rodzinę, wszystkich w Sigulu, wszystko, co znałam i kochałam. Ale byłeś ty i twoja twarz była dowodem, że oni byli prawdą. Nie wymyśliłam ich sobie.
Nareszcie miałam kogoś, z kim mogłam rozmawiać. Nauczyłabym cię swojego języka i razem odtworzylibyśmy wszystko, co kochałam i utraciłam. Kiedy wypowiedziałeś swoje pierwsze słowa dla mnie, z akcentem moim i mojej matki, długo płakałam. Kiedy złożyłam ci twoje pierwsze zwierzątka zhezhi i roześmiałeś się, poczułam, że zmartwienia zniknęły ze świata.
Troszkę wyrosłeś i teraz możesz pomagać twemu ojcu i mnie się porozumieć. Teraz czułam się naprawdę jak w domu. W końcu odnalazłam szczęście. Chciałabym, żeby byli ze mną moi rodzice, dla których mogłabym gotować i zapewnić im równie dobry byt. Ale moi rodzice odeszli. Wiesz, co Chińczycy uważają za najtragiczniejsze uczucie na świecie? Kiedy w dziecku rodzi się pragnienie opieki nad rodzicami, tylko po to, żeby zdać sobie sprawę, że nie wrócą.
Synku, wiem, że nie znosisz swoich chińskich oczu, które są także moje. Wiem, że nie lubisz swych chińskich włosów, które masz po mnie. Ale czy jesteś w stanie zrozumieć jak wiele szczęścia mi przyniosłeś? I czy umiesz zrozumieć jak to jest, kiedy przestałeś ze mną rozmawiać i nie pozwalasz mi mówić po chińsku? Poczułam, jakbym straciła wszystko na nowo.
Dlaczego ze mną nie rozmawiasz, synku? Ten ból nie pozwala mi pisać. 

*

Młoda kobieta zwróciła mi list. Nie mogłem się zmusić, żeby spojrzeć jej w twarz.
Ciągle pochylony, poprosiłem o pomoc w znalezieniu znaczka ai na papierze pośród tylu słów Mamy. Przepisywałem znaczek wciąż i wciąż, przeplatając mój charakter pisma z jej słowami.
Kobieta sięgnęła ręką i poklepała mnie po ramieniu. Potem wstała i odeszła, zostawiając mnie sam na sam z matką.
Uważając na zagięcia, z powrotem złożyłem list w Laohu. Kołysałem go w zagięciu łokcia, dopóki nie zaczął mruczeć i ruszyliśmy do domu.


8 komentarzy:

  1. Dziękuję za przetłumaczenie tego opowiadania. Na dniach udam się do biblioteki by wydobyć z archiwum gmachu numer Fantastyki, w którym ukazało się tłumaczenie. Jeżeli będziecie zainteresowane, mogę podesłać zdjątka ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za komplement! A zdjęcia chętnie zobaczę! :)

      Usuń
    2. Dii
      Idę do biblioteki, zobaczymy co wyjdzie z eskapady. Jeżeli nie uda się dziś to jeszcze przyszły tydzień zostanie ;) Stay tuned ;)

      Usuń
  2. Witam, udało mi się zrobić wyraźniejsze zdjęcia :)

    http://chomikuj.pl/mariusz_f/Papierowa+Mena*c5*bceria

    Od czasu do czasu będę wrzucał tam różne rzeczy także zapraszam do przeglądania ;)

    Myślałaś nad przetłumaczeniem opowiadania Single bit error?

    http://thoughtcrime.crummy.com/2009/Error.html

    Któregoś dnia spróbuję sam :) Zdarza mi się cośik potłumaczyć dla przyjemnosći, self taught amator ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jeszcze o hasło poproszę ;)

      Ja też jestem właściwie self taught, chociaż jakieś tam warsztaty z tłumaczeń na studiach mieliśmy... ale ja zawsze tłumaczyłam rzeczy mnie interesujące, a nie narzucone z góry. Nad kolejnym Liu się zastanowię, jak zakończę kilka pisarskich projektów, czyli pewnie bliżej grudnia, ale będę go na pewno miała w tyle głowy. :)

      Usuń
    2. Powinno być wszystko bez hasła, za darmo. Pliki ponizej 1mb więc są do ściągnięcia dla wszystkich bez koniecznosci zakładania konta. Jeżeli nadal nie bedziesz mogła ściągnąć zdjęć to wrzucimy na inny portal pliki, o! :) Polecam folder z poradami pisanie, tak a propos pisarskich projektów ;) Sam sie noszę z opowiadaniem i tak od jakiegoś czasu czytam, szukam i natrafiam na ciekawe rzeczy ;) Pochylaj się do przoduy dużo bo jak sobie napakujesz do tyłu za dużo t będzie bęc ;P

      Usuń
  3. Ale mi się pokazuje, że sam chomik jest zahasłowany! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. http://chomikuj.pl/mariusz_f/Papierowa+Mena*c5*bceria
      na wszelki wypadek jeszcze raz. Odkryłem w opcjach ustawienie, które nie pozwalało przeglądać chomika bez podania hasła... a ja nigdy hasła nie ustawiałem... Komputery... hasła brak a hasłą wymaga :) Teraz powinno być ok.

      Usuń