piątek, 29 lipca 2016

Tłumaczenie: J. K. Rowling, "Harry Potter - prequel"

Oryginał został opublikowany w czerwcu 2008 roku na stronie Rowling dla amerykańskiego stowarzyszenia PEN, które zrzesza autorów i Dyslexia Society. To - i kilkanaście innych opowiadań stworzonych przez innych pisarzy - zostało wydrukowane na pocztówkach i zlicytowane na rzecz walki z dysleksją.  

Wersję angielską można znaleźć TU. 





Rozpędzony motocykl wziął ostry zakręt w ciemności z taką szybkością, że obaj policjanci w radiowozie krzyknęli „łoo!” Sierżant Fisher przycisnął dużą stopą hamulec, pewny, że chłopak na siodełku spadnie mu pod koła, lecz motor zakręcił gładko, nie zrzucając żadnego z pasażerów. Zamrugał tylko czerwonym tylnym światłem, znikając w bocznej alejce.
- Teraz ich dorwiemy! - krzyknął podekscytowany posterunkowy Anderson. - To ślepy zaułek!
Leżąc na kierownicy i niemal miażdżąc pedał gazu, Fisher zdarł większość lakieru z boku samochodu, gdy ścigając motocykl, wcisnął się w wąską uliczkę. W blasku reflektorów zobaczył uciekinierów, nareszcie złapanych po piętnastu minutach. Dwaj motocykliści utknęli, uwięzieni między solidnym, ceglanym murem a radiowozem, osaczającym ich jak rzężący, jasnooki drapieżnik.
Między drzwiami samochodu a budynkami na ulicy było tak mało miejsca, że Fisher i Anderson mieli problemy z wydostaniem się z auta. Czołgali się cal po calu, niczym kraby, w stronę zbiegów, co odebrało im całą godność. Fisher przeciągnął wydatnym brzuchem po ścianie, po drodze odrywając wszystkie guziki koszuli, by w końcu tyłkiem oberwać boczne lusterko.
- Złazić z motoru! - warknął w stronę uśmiechających się drwiąco nastolatków, którzy siedzieli, skąpani w błękitnym świetle i sprawiali wrażenie jakby ich to bawiło.
Zrobili, jak im kazał. Uwalniając się wreszcie od odłamanego lusterka, Fisher obejrzał ich sobie. Mieli około dwudziestki. Ten, który prowadził, miał grzywę czarnych włosów; jego bezczelny wdzięk przypomniał Fisherowi o chłopaku córki, leniwym draniu grającym całymi dniami na gitarze. Drugi chłopak też miał czarne włosy, ale krótkie i sterczące we wszystkie strony, nosił okulary i szeroko się uśmiechał. Obaj byli ubrani w koszulki z nadrukiem jakiegoś wielkiego, złocistego ptaka, z pewnością logo jakiegoś ogłuszającego, drażniącego uszy zespołu.
- Bez kasków! - ryknął Fisher, przenosząc palec z jednej nieosłoniętej głowy na drugą. - I do tego przekroczenie prędkości o... znacząco! (tak naprawdę szybkość, jaką zarejestrowali, była niemożliwa do osiągnięcia przez jakikolwiek motocykl). - I próba ucieczki przed funkcjonariuszami policji!
- Bardzo chętnie zatrzymalibyśmy się na pogawędkę – zaczął chłopak w okularach – tylko, że próbowaliśmy...
- Nie wymądrzaj się! Siedzicie po uszy w kłopotach! - sarknął Anderson. - Imiona!
- Imiona? - powtórzył ten z długimi włosami – Eee... zastanówmy się. Jest Wilberforce... Bathsheba... Elfismark...
- A w tym ostatnim fajne jest to, że można tak nazwać chłopca lub dziewczynkę – dorzucił okularnik.
- Aaaa, chodzi wam o NASZE imiona? - domyślił się długowłosy, podczas gdy Anderson zachłystywał się gniewem. - To jest James Potter, a ja nazywam się Syriusz Black...
- Zaraz za to wszystko bekniesz, obiecuję ci, ty bezczelny, mały...
Ale ani James ani Syriusz go nie słuchali. Stali się nagle czujni jak wyżły, wpatrując się w przestrzeń za Fisherem i Andersonem, ponad dachem policyjnego radiowiozu, w ciemną czeluść ulicy. A potem jednoczesnym, płynnym ruchem sięgnęli do kieszeni spodni.
Przez sekundę obaj policjanci spodziewali się, że zobaczą skierowane w ich stronę lufy pistoletów, ale za chwilę ujrzeli, że motocykliści wyciągnęli tylko...
- Pałeczki? - zakpił Anderson. - Jajcarze z was, co? Dobra, aresztujemy was pod zarzutem...
Ale Anderson nigdy nie oznajmił powodu aresztowania, bo James i Syriusz krzyknęli coś niezrozumiałego i światła reflektorów poruszyły się. Policjanci odwrócili się, a później cofnęli. Trzej mężczyźni lecieli – tak, LECIELI – na miotłach nad uliczką i w tym samym momencie policyjne auto stanęło dęba.
Pod Fisherem ugięły się kolana, więc usiadł na ziemi, Anderson potknął się o jego wyciągnięte nogi i na niego upadł. ŁUP-BACH-KLANG – usłyszeli, jak mężczyźni na miotłach zderzają się z wzniesionym samochodem i bezładnie spadają na ziemię. Resztki połamanych mioteł posypały się w powietrzu dookoła nich.
Motocykl znów zaryczał. Fisher zmusił się, żeby popatrzeć na nastolatków i rozdziawił usta.
- Serdeczne dzięki! - zawołał Syriusz, przebijając się przez warkot silnika. - Wisimy wam przysługę!
- Taa, miło było poznać! - dodał James. - I pamiętajcie: Elfismark! Uniwersalne!
Rozległ się łoskot i zatrzęsła się ziemia; Fisher i Anderson, przerażeni, rzucili się sobie w ramiona. Ich samochód runął na ziemię. Teraz zahuczał motocykl. Na oczach niedowierzających policjantów wzbił się w powietrze – James i Syriusz odlecieli w nocne niebo, a tylni migacz motoru zamrugał w czerni jak znikający rubin.  



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz