Oryginał został opublikowany w czerwcu 2008 roku na stronie Rowling dla amerykańskiego stowarzyszenia PEN, które zrzesza autorów i Dyslexia Society. To - i kilkanaście innych opowiadań stworzonych przez innych pisarzy - zostało wydrukowane na pocztówkach i zlicytowane na rzecz walki z dysleksją.
Wersję angielską można znaleźć TU.
Rozpędzony motocykl wziął ostry
zakręt w ciemności z taką szybkością, że obaj policjanci w
radiowozie krzyknęli „łoo!” Sierżant Fisher przycisnął dużą
stopą hamulec, pewny, że chłopak na siodełku spadnie mu pod koła,
lecz motor zakręcił gładko, nie zrzucając żadnego z pasażerów.
Zamrugał tylko czerwonym tylnym światłem, znikając w bocznej
alejce.
- Teraz ich dorwiemy! - krzyknął
podekscytowany posterunkowy Anderson. - To ślepy zaułek!
Leżąc na kierownicy i niemal miażdżąc
pedał gazu, Fisher zdarł większość lakieru z boku samochodu, gdy
ścigając motocykl, wcisnął się w wąską uliczkę. W blasku
reflektorów zobaczył uciekinierów, nareszcie złapanych po
piętnastu minutach. Dwaj motocykliści utknęli, uwięzieni między
solidnym, ceglanym murem a radiowozem, osaczającym ich jak rzężący,
jasnooki drapieżnik.
Między drzwiami samochodu a budynkami
na ulicy było tak mało miejsca, że Fisher i Anderson mieli
problemy z wydostaniem się z auta. Czołgali się cal po calu,
niczym kraby, w stronę zbiegów, co odebrało im całą godność.
Fisher przeciągnął wydatnym brzuchem po ścianie, po drodze
odrywając wszystkie guziki koszuli, by w końcu tyłkiem oberwać
boczne lusterko.
- Złazić z motoru! - warknął w
stronę uśmiechających się drwiąco nastolatków, którzy
siedzieli, skąpani w błękitnym świetle i sprawiali wrażenie
jakby ich to bawiło.
Zrobili, jak im kazał. Uwalniając się
wreszcie od odłamanego lusterka, Fisher obejrzał ich sobie. Mieli
około dwudziestki. Ten, który prowadził, miał grzywę czarnych
włosów; jego bezczelny wdzięk przypomniał Fisherowi o chłopaku
córki, leniwym draniu grającym całymi dniami na gitarze. Drugi
chłopak też miał czarne włosy, ale krótkie i sterczące we
wszystkie strony, nosił okulary i szeroko się uśmiechał. Obaj
byli ubrani w koszulki z nadrukiem jakiegoś wielkiego, złocistego
ptaka, z pewnością logo jakiegoś ogłuszającego, drażniącego
uszy zespołu.
- Bez kasków! - ryknął Fisher,
przenosząc palec z jednej nieosłoniętej głowy na drugą. - I do
tego przekroczenie prędkości o... znacząco! (tak naprawdę
szybkość, jaką zarejestrowali, była niemożliwa do osiągnięcia
przez jakikolwiek motocykl). - I próba ucieczki przed
funkcjonariuszami policji!
- Bardzo chętnie zatrzymalibyśmy się
na pogawędkę – zaczął chłopak w okularach – tylko, że
próbowaliśmy...
- Nie wymądrzaj się! Siedzicie po
uszy w kłopotach! - sarknął Anderson. - Imiona!
- Imiona? - powtórzył ten z długimi
włosami – Eee... zastanówmy się. Jest Wilberforce...
Bathsheba... Elfismark...
- A w tym ostatnim fajne jest to, że
można tak nazwać chłopca lub dziewczynkę – dorzucił okularnik.
- Aaaa, chodzi wam o NASZE imiona? -
domyślił się długowłosy, podczas gdy Anderson zachłystywał się
gniewem. - To jest James Potter, a ja nazywam się Syriusz Black...
- Zaraz za to wszystko bekniesz,
obiecuję ci, ty bezczelny, mały...
Ale ani James ani Syriusz go nie
słuchali. Stali się nagle czujni jak wyżły, wpatrując się w
przestrzeń za Fisherem i Andersonem, ponad dachem policyjnego
radiowiozu, w ciemną czeluść ulicy. A potem jednoczesnym, płynnym
ruchem sięgnęli do kieszeni spodni.
Przez sekundę obaj policjanci
spodziewali się, że zobaczą skierowane w ich stronę lufy
pistoletów, ale za chwilę ujrzeli, że motocykliści wyciągnęli
tylko...
- Pałeczki? - zakpił Anderson. -
Jajcarze z was, co? Dobra, aresztujemy was pod zarzutem...
Ale Anderson nigdy nie oznajmił powodu
aresztowania, bo James i Syriusz krzyknęli coś niezrozumiałego i
światła reflektorów poruszyły się. Policjanci odwrócili się, a
później cofnęli. Trzej mężczyźni lecieli – tak, LECIELI –
na miotłach nad uliczką i w tym samym momencie policyjne auto
stanęło dęba.
Pod Fisherem ugięły się kolana, więc
usiadł na ziemi, Anderson potknął się o jego wyciągnięte nogi i
na niego upadł. ŁUP-BACH-KLANG – usłyszeli, jak mężczyźni na
miotłach zderzają się z wzniesionym samochodem i bezładnie
spadają na ziemię. Resztki połamanych mioteł posypały się w
powietrzu dookoła nich.
Motocykl znów zaryczał. Fisher zmusił
się, żeby popatrzeć na nastolatków i rozdziawił usta.
- Serdeczne dzięki! - zawołał
Syriusz, przebijając się przez warkot silnika. - Wisimy wam
przysługę!
- Taa, miło było poznać! - dodał
James. - I pamiętajcie: Elfismark! Uniwersalne!
Rozległ się łoskot i zatrzęsła się
ziemia; Fisher i Anderson, przerażeni, rzucili się sobie w ramiona.
Ich samochód runął na ziemię. Teraz zahuczał motocykl. Na oczach
niedowierzających policjantów wzbił się w powietrze – James i
Syriusz odlecieli w nocne niebo, a tylni migacz motoru zamrugał w
czerni jak znikający rubin.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz